Przyjemnie analogowy. Kia Sportage Black Edition 1.6 T-GDi AWD – test
Ekologia, elektryfikacja, obniżenie emisji spalin, ratunek dla planety… Słuszne to i chwalebne, żeby użyć transcendentnego wyrażenia, ale… dla przeciętnego nabywcy nadal podstawowym wyborem są tradycyjne samochody czysto spalinowe. Wystarczy zajrzeć do statystyk sprzedaży. ICE (Internal Combustion Engine), czyli to, co znamy od początku motoryzacji, trzymają się mocno i nie zamierzają umierać. Ludzie będą je kupować do chwili, w której jakiś technokrata jednym pociągnięciem pióra nie odbierze im tej możliwości. Taka jest też testowana przez nas, trochę analogowa Kia Sportage…
Czwarta generacja po liftingu
Dlatego w natłoku elektrycznych nowości dobrze jest czasem wrócić do podstaw, czyli pojeździć takim zwyczajnym samochodem. Świetnie nadaje się do tego Kia Sportage – auto znane od wielu lat, choć konstrukcyjnie już nie najnowsze. Obecny, poliftowy Sportage jest na rynku od trzech lat, a cała generacja, już czwarta, od lat sześciu. Można więc oczekiwać, że wkrótce pojawi się następna. Tym bardziej, że koncernowy odpowiednik, czyli Hyundai Tucson, nową, ultranowoczesną wersję już zyskał.
Black Edition – seria limitowana
Ale Kia Sportage nadal sprzedaje się nieźle, a dla podtrzymania zainteresowania otrzymał limitowaną serię Black Edition. Niezbyt to poprawne politycznie, bo niby dlaczego Black a nie White? Albo chociaż Black & White, jak niegdyś whisky zwana „pieski” od wizerunku sympatycznych futrzaków na etykiecie. Z których jeden był czarny, a drugi biały, równowaga była zatem zachowana. Samochód jest na szczęście niebieski z jasnobrązowym wnętrzem, czarne ma tylko koła i dodatki. Chociaż można zamówić całkowicie czarny, strasząc współużytkowników dróg wizerunkiem prosto z ulic Gotham City. Co ciekawe, mimo upływu lat Sportage się nie zestarzał, to pewnie zasługa prostej, pudełkowatej sylwetki typowego SUV-a.
Tradycyjne wnętrze
Tradycyjne i pozbawione fajerwerków jest wnętrze. Nie znajdziemy tu połaci dotykowych ekranów, wszystko sterowane jest przyciskami. Są one jednak logicznie ułożone, a w nocy podświetlone delikatną czerwienią. Jest, owszem, ekran centralny, obsługujący multimedia i ustawienia, dokładnie tak samo, jak w modelach Hyundaia, co przecież nie dziwi. Natomiast wskaźniki są normalne, analogowe, a pomiędzy obrotomierzem i prędkościomierzem mały wyświetlacz wskazuje dane z komputera pokładowego.
Wyposażenie jest w tej wersji bardzo bogate, włącznie z ogrzewanymi i wentylowanymi fotelami, ogrzewaniem tylnych siedzeń, dwustrefową klimatyzacją itd. O drobiazgach typu elektrycznie podnoszona klapa bagażnika (i to całkiem sporego, bo o pojemności 503 litrów) nie warto nawet wspominać. Całość, choć faktycznie nie powala nowoczesnością, jest po prostu sensownie i przyjemnie skomponowana. Mam nawet wrażenie, że plastiki nie są tak dramatycznie twarde i tanie jak w Hyundaiu.
Najmocniejszy punkt
Jednak najmocniejszym, dosłownie i w przenośni, punktem Sportage’a jest napęd. Silnik 1.6 T-GDi o mocy 177 koni nie jest co prawda jego najmocniejszą odmianą, ale po pierwsze – spokojnie wystarcza, po drugie – sprawia wrażenie zadziwiająco dynamicznego. Niby dane papierowe tego nie potwierdzają, bo 9 sekund od zera do setki wyścigówki nie czyni, ale wrażenia są całkiem inne. Może dlatego, że skrzynia DCT7 nie stara się zmieniać biegów tak szybko, jak to tylko możliwe, pozwalając dojść do ponad trzech tysięcy, albo i wyżej. Samochód zachęca wręcz do przyspieszania, i to niezależnie od warunków, o co dba napęd na obie osie. Można go zresztą zablokować przy jeździe po gorszej nawierzchni.
Zawieszenie jest jednak raczej komfortowe niż sportowe, w czym duża zasługa opon o dość wysokim profilu. W szybko przejeżdżanych zakrętach trzeba jednak pilnować przechyłów nadwozia. Tak czy inaczej, Kia Sportage jedzie raczej szybko, także przy wyższych prędkościach przyspiesza chętnie i bez ociągania. Oczywiście, mocna jednostka nie należy do oszczędnych. Deklarowanego przez producenta zużycia 8,2 litra raczej nie da się łatwo osiągnąć, może w trybie Eco i przy naprawdę bardzo delikatnym przyspieszaniu. Jazda zupełnie normalna, acz oczywiście bez szaleństw, to realne zużycie 10 litrów na 100 kilometrów. Cóż, przyjemności bywają kosztowne.
Normalny, analogowy samochód
Kia Sportage Black Edition z silnikiem 1.6 T-GDi 177 KM, dwusprzęgłową skrzynią DCT7 i napędem AWD kosztuje bazowo 130 tysięcy złotych, kilka obecnych w samochodzie testowym dodatków podnosi cenę do 144 tysięcy. Okazja to nie jest, bo za takie pieniądze można już wybierać w nowocześniejszych propozycjach. Ale kto lubi normalne, analogowe samochody, takie nawet trochę dwudziestowieczne, Sportage’em nie będzie zawiedziony.
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.