Koenigsegg Gemera. Genialne szaleństwo
Christian von Koenigsegg jest świrem. Tak jak Preston Tucker, Felix Wankel i inni, bez których genialnego szaleństwa motoryzacja nie byłaby ekscytująca. Koenigsegg od ćwierć wieku udowadnia, że bez problemu może zrobić to, co dla innych byłoby nie do pomyślenia.
Jego najnowsze dzieło, czyli model Gemera, przekracza kolejne nieprzekraczalne granice. To oczywiście kolejny hypercar, ale z każdej strony niezwykły, jak wszystko, czego dotknie się szalony geniusz. Po pierwsze, czteroosobowy, na dodatek z bagażnikiem. To Mega-GT, jak mówi sam konstruktor.
Po drugie, to hybryda. Ma trzy silniki elektryczne – dwa przy tylnych kołach i jeden na wale korbowym sinika spalinowego – też niezwykłego, trzycylindrowego, za to o pojemności dwóch litrów. Wykonano go w technologii Freevalve, czyli bez wałków rozrządu. Koenigsegg nazywa ten motor Tiny Friendly Giant, w skrócie TFG. Silnik ten może być zasilany etanolem, metanolem, w ostateczności jedynie zwykłą benzyną. To czyni go praktycznie prawie bezemisyjnym. W trybie całkowicie elektrycznym można przejechać 50 km. Oba napędy dają łączną moc 1700 KM bądź 1,27 MW. Moment obrotowy – skromne 3500 Nm. Przyspieszenie do 100 km/h zajmuje 1,9 sekundy, a prędkość maksymalna to 400 km/h. Lepszy niż DeLorean z „Powrotu do przyszłości”…
Pasażerowie Koenigsegg Gemera będą czuli się komfortowo niczym w limuzynie. W tym potworze jest mnóstwo luksusowego wyposażenia, włącznie z podgrzewanymi i chłodzonymi cup holderami. Uwagę zwraca wielofunkcyjna kierownica, z której włącza się światła, wycieraczki i kierunkowskazy. Do tylnych siedzeń można zamówić mocowania ISOFIX. Wyobraźcie sobie – być podwożonym do szkoły Gemerą!
Koenigsegg zamierza wyprodukować 300 egzemplarzy tego modelu. Cena nie jest podana, ale to akurat nie ma znaczenia – pewnie i tak wszystkie już są sprzedane.
Bartosz Ławski, informacja prasowa