MotoryzacjaTesty

Black on black. Test Volvo S60 T5

Jeżdżąc różnymi samochodami prywatnie klasyfikuję je w trzech kategoriach: „nie, dziękuję, nie dla mnie”, „no może mógłbym mieć” i „o tak, taki chcę”. Na ogólną ocenę wpływu to oczywiście mieć nie może, bo samochód „nie dla mnie” jest na pewno idealny dla kogoś innego. Naturalnie, zdarza się ocena bardziej emocjami niż rozsądkiem – ale to też jest oczywiste dla każdego, kto samochód traktuje jeszcze nie tylko jako wymienny przedmiot do poruszania się. I tak po statycznej prezentacji i pierwszej jeździe na szczycie listy „chcę” wylądowało Volvo S60 w aktualnej, trzeciej odsłonie.

Trudno się dziwić – najlepiej czuję się w sportowych sedanach, lubię samochody dające poczucie całkowitej kontroli. Jednocześnie uważam, że im więcej systemów bezpieczeństwa, tym lepiej (oby tylko rozsądnie używanych), a w tej dziedzinie Volvo jest od lat niezaprzeczalnym liderem. Po tygodniu spędzonym z nowym S60 samochód ten nadal jest na szczycie listy, choć odkryłem rzeczy, które można by było lepiej dopracować. Ale nobody’s perfect i z takimi bardzo drobnymi brakami spokojnie dałoby się żyć.

Mniejsze S90?

S60 to zdecydowanie najładniejszy model obecnej gamy Volvo. Nie jest to tylko „mniejsze S90” – oczywiście, tak zwane rodzinne podobieństwo zachowano, ale nawet mniej wprawne oko łatwo odróżni oba samochody. Udało się też przenieść o dwie generacje pewne elementy z pierwszego S60. Samochód nie jest mały, ale wygląda bardzo lekko i naprawdę sportowo. Proste połączenie czarnego nadwozia z czarnym wnętrzem, czyli właśnie „black on black” dodaje elegancji. Chociaż czerwony też jest ładny…

Amerykańskie Volvo.

S60 to pierwsze Volvo produkowane w USA. To mogło budzić pewne obawy co do jakości wykończenia i dokładności montażu, bo amerykańskie samochody nigdy w tym nie celowały. Nic z tych rzeczy, w amerykańskiej fabryce obowiązują europejskie standardy. I to chyba bardzo surowe, bo niedoróbek nie ma absolutnie żadnych, a wszystko, czego użyto do wykończenia wnętrza, zasługuje na miano premium. Volvo nie musi aspirować do tego segmentu, jest w nim już na dobre, i to na wysokiej pozycji.

Wnętrze.

Wnętrze jest więc wykończone skórą i aluminium, a fotele to po prostu marzenie: wygodne, bezpieczne i regulowane na wszystkie możliwe sposoby. Do tego duży zakres regulacji podparcia lędźwiowego i długości siedziska. Nie pożałowano też komfortu pasażerowi, jego fotel oferuje dokładnie to samo, co siedzenie kierowcy.

Zadziwiająco dużo miejsca jest też z tyłu. W podłokietniku znajduje się dodatkowy schowek i dwa cupholdery, w tunelu środkowym zaś panel sterowania klimatyzacją i gniazdko 230V. Jedyne, czego nie ma, to wyjścia USB, które trzeba „pożyczać” ze schowka w podłokietniku kierowcy. Jeśli jednak ktoś nie potrzebuje gniazdka do prądu, może w jego miejsce zamówić dwa USB. Nawiewy klimatyzacji są nie tylko pośrodku, ale też – tradycyjnie dla Volvo – w środkowych słupkach, obaj pasażerowie z tyłu mają więc komfort klimatyczny porównywalny z tym z przodu. Gdy z tyłu nikt nie jedzie, zagłówki można złożyć zdalnie, przyciskiem na centralnym ekranie.

Komfort.

Jednak sportowy sedan to samochód zbudowany dla kierowcy. Volvo S60 daje poczucie ogromnego komfortu i łatwości panowania nad pojazdem. Pozycja za kierownicą jest idealna, stalowe pedały wersji R-Design idealnie pasują do stopy. Duży, nie podwieszony, tylko wystający z podłogi pedał gazu pozwala „przykleić” do siebie całą stopę. Hamulec jest blisko i jest na tyle szeroki, że pozwala na użycie go praktycznie bez przenoszenia nogi z gazu, wystarczy drobny ruch. Kierownica z grubym wieńcem doskonale leży w dłoniach, ma też opcjonalne łopatki do manualnej zmiany przełożeń. Są małe, ale dobrze wyczuwalne.

Wyświetlany bezpośrednio na szybie head-up display można dowolnie skonfigurować, choć brakuje na nim możliwości podawania ostrzeżeń o zbliżających się na sąsiednich pasach samochodach. Wyświetla się natomiast ostrzeżenie o nadmiernym zbliżaniu do pojazdu jadącego z przodu. Cyfrowe wskaźniki są bardzo czytelne, można wybrać kilka wzorów i kolorów. Nie ma natomiast dwóch informacji, które w samochodzie o sportowych aspiracjach wydawałyby się przydatne, czyli temperatury płynu i temperatury oleju. Pomiędzy zegarami można wyświetlić albo mapę, albo aktualnie odtwarzany utwór, albo… nic. Szkoda, bo aż się prosi o lepsze wykorzystanie tej przestrzeni. Cała reszta informacji i funkcji dostępna jest z poziomu dużego ekranu centralnego, znanego ze wszystkich nowych Volvo. Obsługa jest prosta i bardzo intuicyjna, chociaż jak zawsze przy takiej konfiguracji trzeba na chwilę oderwać wzrok od drogi. Bardziej skomplikowane funkcje lepiej więc wywoływać na postoju.

Wrażenia z jazdy.

Jak na sportowego sedana przystało, S60 prowadzi się bardzo precyzyjnie. Zawieszenie jest dość sztywne, ale komfort nie cierpiałby na tym, gdyby nie dwudziestocalowe felgi z bardzo niskoprofilowymi oponami. Skutecznie dobijają one na najdrobniejszych nawet nierównościach, a studzienki czy przejazdy przez tory wymagają bardzo znacznego zwolnienia. Wrogiem jest też każdy krawężnik. Mimo to łatwość prowadzenia wynagradza te drobne braki. Oczywiście, nikt nie każe kupować akurat dwudziestek – osiemnastki wyglądają równie dobrze, a wyższy profil opony dodaje komfortu.

Napęd.

Do napędu S60 przewidziano wyłącznie silniki benzynowe. W Stanach i tak nikt by takiego samochodu z dieslem nie kupił, a i w Europie większość sprzedaży to benzyna. Właściwie jest to ten sam silnik – dwa litry pojemności, cztery cylindry i turbo – tylko z różną mocą. Wersja T5 to 250 KM. Może występować z napędem na przód lub na cztery koła. Samochód testowy to przednionapędówka i w normalnych warunkach zupełnie to wystarcza. Mocy i tak nigdy nie zabraknie. Oczywiście, zależnie od wybranego trybu jazdy – Eco, Comfort, Individual lub Dynamic – ośmiobiegowy automat dostarcza ją na koła w różny sposób. W trybie Comfort samochód toczy się dostojnie, choć nadal nie trzeba wciskać gazu w podłogę, aby sprawnie przyspieszyć. Natomiast tryb Dynamic pokazuje, że 250 KM to całkiem dużo. Skrzynia ciągnie na obrotach, nie zmienia za wcześnie i cały czas utrzymuje silnik w zakresie pomiędzy maksymalnym momentem a maksymalną mocą. Fajne, ale kosztowne – zużycie paliwa natychmiast wyraźnie rośnie. Przy spokojnej jeździe w trybie Comfort na trasie można bez problemu zejść do siedmiu litrów. W mieście jednak trzeba liczyć się ze zużyciem w granicach dziesięciu.

Podsumowanie.

Czy S60 będzie rynkowym przebojem? Tak, to samochód dokładnie odpowiadający potrzebom całkiem licznej grupy klientów. Volvo od zawsze celowało w szczególnego klienta, nazwijmy to, świadomego. Ceniącego jakość, niezawodność, bezpieczeństwo i gotowego za to sporo zapłacić. Domykające odnowioną gamę S60 trafi do tych, którzy na S90 są jeszcze za młodzi, a SUV-y ich nie przekonują. Czyli do na przykład takich jak ja. Bo mimo drobnych zastrzeżeń nadal chciałbym mieć ten samochód i nie zamierzam tego ukrywać.

Tekst: Bartosz Ławski, Zdjęcia: Paweł Bielak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *