MotoryzacjaTesty

My Way. Test Mazda 6

Amerykanie uwielbiają francuskie piosenki. To znaczy, uwielbiają głównie przerabianie ich na swingowe standardy, co większości utworów wychodzi na dobre. Oczywiście, zwolennicy lirycznych ballad Charlesa Treneta zawsze chętniej posłuchają „La Mer” niż „Beyond the Sea”. Ale ja wolę bigbandową aranżację Nelsona Riddle . Dlatego też chętniej słucham „My Way” niż francuskiego oryginału. Tak, wielki przebój Franka Sinatry to też francuska piosenka. Jej autor, Claude François, miał wiele innych, jego zdaniem lepszych, utworów, i gdyby „Comme d’habitude” nie wpadła w ucho Paula Anki, który napisał angielskie słowa, światowej kariery pewnie by nie zrobiła. Wersja angielska ze słowami francuskiego oryginału nie ma zresztą nic wspólnego, Anka napisał coś w rodzaju wyznania nonkonformisty, który przez całe życie uparcie podążał swoją drogą, niekoniecznie zgodnie z panującymi trendami. I wcale tego nie żałuje.

Skyactiv czyli downsizingowi mówimy nie.

W świecie motoryzacji takim nonkonformistą jest zdecydowanie Mazda. Gdy wszyscy wokół poddają się szaleństwu downsizingu, montując coraz mniejsze silniki do coraz większych samochodów, Mazda idzie swoją drogą, udowadniając, że duże silniki też mogą być nowoczesne i ekologiczne. Trzeba tylko znaleźć na nie pomysł. Ten pomysł to technologia Skyactiv, łącząca najlepsze cechy silników z zapłonem iskrowym i wysokoprężnym. Mamy więc silnik benzynowy z bardzo wysokim stopniem sprężania, w którym dochodzi do samoczynnego zapłonu mieszanki, a świeca zapłonowa pełni jedynie rolę sterownika, aby „dopalić” całe paliwo, które znajduje się w cylindrze. Dzięki temu sprawność silnika jest większa, jest on też „czystszy”, emitując znacznie mniej szkodliwych substancji. Oczywiście, nie ma mowy o żadnej turbinie, to klasyczne, wolnossące jednostki. W Maździe 6 mamy zatem czterocylindrową jednostkę o pojemności 2,5 litra (aż przyjemnie to słyszeć) generującą 195 KM. Do tego sześciobiegowy automat opracowany specjalnie dla silników Skyactiv.

Jak zatem jeździ?

Choć samochód jest naprawdę dużym sedanem, niecałe dwieście koni absolutnie wystarcza do całkiem dynamicznego napędu. Po silniku z wysokim stopniem sprężania można by spodziewać nieco „dieslowskiej” pracy, Skyactiv jednak zachowuje się jak typowy silnik benzynowy, chętnie wkręcając się na wyższe obroty. Można jednak jechać płynnie także „dołem”, dzięki dość wysokiemu momentowi obrotowemu. No i mocy płynącej z pojemności, nie turbiny. No replacement for displacement – oklepane, ale prawdziwe.

Wnętrze.

Zatem „Szóstka” to prawdziwy „driver’s car” – samochód dla kierowcy. Inaczej można go nazwać klasycznym sportowym sedanem. Wnętrze wykończone jest jak najprawdziwsze premium, z dbałością o najdrobniejsze szczegóły. Czytelne zegary to połączenie cyfrowego prędkościomierza i otaczających go analogowych: obrotomierza z lewej i wskaźnika poziomu paliwa oraz temperatury z prawej. Do tego wyświetlany wprost na szybie head-up display, bardzo czytelny i pokazujący, poza podstawowymi informacjami, jak prędkość czy znaki drogowe, także ostrzeżenia o pojazdach na sąsiednich pasach.

Ekran centralny jest, oczywiście, dotykowy, można jednak sterować nim poprzez bardzo wygodne pokrętło pod dźwignią zmiany biegów. Obok mamy małe pokrętło regulacji głośności, i choć sterowanie to jest też w kierownicy, czasami łatwiej jest po prostu do niego sięgnąć zupełnie „na ślepo”. Przycisków nie ma więc, jak na japoński samochód, zbyt wiele. Kilka odnajdziemy jeszcze pod kierownicą z lewej strony – między innymi wyłącznik systemu start-stop, tutaj nazwanego i-stop. Skoro „My Way”, to już nawet w nazwach…

Na brak komfortu nie będą też narzekać pasażerowie podróżujący z tyłu. Siedzenia są podgrzewane, a w podłokietniku znajdą gniazda USB. Fotele przednie są – poza podgrzewaniem – także wentylowane, co okazało się genialnym wynalazkiem w czasie iście saharyjskich upałów.

Wrażenia z jazdy.

Mimo sporej mocy „szóstka” zachęca do jazdy spokojnej i płynnej, która okazuje się być całkiem dynamiczna. To zasługa automatu, zmieniającego przełożenia bez ułamka sekundy zawahania i zawsze trafiającego na to właściwe. Można, oczywiście, przestawić się w tryb „sport” i ciągnąć do odcięcia. Cudów jednak nie ma i taki styl jazdy powoduje natychmiastowy wzrost zużycia paliwa. W położeniu normalnym, nazwijmy je „komfortowym”, i przy jeździe bez szaleństw, „szóstka” pochłonęła jakieś 10 litrów na 100 kilometrów. Dużo, ale przy eksploatacji głównie w mieście, czyli w korkach, przy pracującej non-stop na pełnych obrotach klimatyzacji, dla samochodu tej wielkości jest to wartość absolutnie do zaakceptowania. Podejrzewam, że w trasie zużycie nie miałoby prawa przekroczyć siedmiu litrów.

Podsumowanie.

Mazda 6 to doskonała oferta dla wszystkich, którzy lubią motoryzację i nie traktują samochodu wyłącznie jako urządzenia do przemieszczania się. Zatem ludzie, którym jest wszystko jedno, nawet nie zapytają, czy pod maską znajdują się trzy cylindry o pojemności litra, czy uczciwa dwulitrówka, a może nawet coś więcej. Pojechać i tak pojadą. Ale ci, którym jeszcze zależy na odrobinie motoryzacyjnej normalności, którzy wybierają „My Way”, w „szóstce” poczują się rewelacyjnie. Czyli – jak u siebie.

Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *