MotoryzacjaNajważniejszeTesty

Dwa w jednym. Ford Puma ST-Line 1.0 Hybrid – test

Drapieżne koty na ogół użyczały swych nazw samochodom sportowym: Jaguar, Cougar, Tigra, Puma. Puma, Ford Puma, to było małe coupé, technicznie powiązane z Fiestą, choć z poprawionym zawieszeniem, dającym rzeczywiście sportowe wrażenia z jazdy. Niewielkie Pumy cieszyły się popularnością, była nawet wersja rajdowa w klasie S1600. Mimo to sympatyczny samochodzik przetrwał na rynku tylko pięć lat. Od kilku lat jednak Ford zapowiadał powrót Pumy, bez zdradzania szczegółów. Okazało się, oczywiście, że nowa Puma to już nie będzie samochód sportowy – coupé stały się niemodne, wszystko, co nowe, musi być crossoverem.

Puma czyli Fiesta crossover?

Puma – crossover, podobnie jak poprzednia Puma – coupé, spokrewniona jest z Fiestą. Zupełnie tego jednak nie widać, może i słusznie, bo Fiesta ma przecież własny wariant „crossoverowy”, zwany Active (nasz test tutaj). Puma jest większa, przypomina trochę wyżej pozycjonowany model Kuga. Wygląda na auto potężniejsze niż jest naprawdę, pomaga w tym agresywna stylistyka. Duże koła, duże światła, wielki grill – Pumę trudno przegapić, a o to przecież chodzi. Na oko można spodziewać się co najmniej dwóch litrów pojemności i minimum dwustu koni.

3 cylindry plus miękka hybryda

Tak dobrze to nie ma. Ford uparcie rozwija technologię silników trzycylindrowych, trudno się więc dziwić, że taką właśnie jednostkę znajdziemy także w Pumie. Z litra pojemności wyciśnięto tu aż 155 KM, dodając do tego układ miękkiej hybrydy. Jak w innych tego typu konstrukcjach, rozrusznik zastąpiono silnikiem elektrycznym. Wspomaga on jednostkę spalinową przy przyspieszaniu, a energia odzyskiwana podczas hamowania oddawana jest do dodatkowej baterii o pojemności 10 Ah. A że system rekuperacji działa bardzo sprawnie (wystarczy odpuścić gaz) – energia jest zawsze dostępna. Dodatkową zaletą jest cicha i niezauważalna praca systemu Start-Stop. Silnik uruchamia się błyskawicznie, bez denerwującego kręcenia rozrusznikiem charakterystycznego dla zwykłych silników.

Dodajmy do tego typową dla Forda precyzję prowadzenia i utwardzone (w testowanej wersji ST-Line) zawieszenie, a oczekiwania związane z następcą sportowej Pumy wzrosną. Cudów jednak nie ma. Trzy cylindry można wykręcić choćby do 200 KM, ale hałas i wibracje zawsze będą przeszkadzać. Szczególnie w trybie jazdy Eco (w zwykłym, drogowym też) mocy 155 KM w ogóle się nie czuje. Owszem, samochód dość chętnie przyspiesza, trzeba się jednak nieźle namachać drążkiem zmiany biegów. Choć przyznać trzeba, że sześciobiegowa skrzynia pracuje bez zarzutu. Mimo to czuje się, jak mocno zdławiony jest silnik. Owszem, można uzyskać spalanie rzędu 6,5 litra na 100 km, ale taka jazda do przyjemności nie należy. W mieście jeszcze daje radę, ale na trasie zalecana jest cierpliwość i rozsądne planowanie wyprzedzania.

Tryb sport

Ford jednak pomyślał o kierowcach, którzy nie lubią się męczyć i dodał do Pumy… coś w rodzaju drugiego samochodu. Wystarczy selektor wyboru trybów jazdy przestawić w pozycję Sport. Cuda, panie – w sekundę mamy zupełnie inne auto. Silnik, pozbawiony kagańców, pokazuje, co potrafi. Nadal, oczywiście, wibruje, ale na gaz reaguje błyskawicznie, natychmiast wkręca się na obroty, a wspomagany i turbiną, i silnikiem elektrycznym, podnosi się bez problemu nawet z niskich obrotów. Tak to można jeździć. A najlepsze, że spalanie wcale nie rośnie do niebotycznych wartości. Owszem, 6,5 litra to już trudno uzyskać, trzeba się liczyć z poświęceniem dodatkowego litra. Zważywszy jednak na tak ogromną różnicę w osiągach, warto.

Wnętrze

Pokrewieństwo z Fiestą, niewidoczne z zewnątrz, ujawnia się w środku. Kabina jest może minimalnie większa, po crossoverze spodziewałbym się jednak trochę więcej miejsca w porównaniu z niewielkim, miejskim samochodem, jakim jest Fiesta. Mamy jednak wszystko, czego od nowoczesnego samochodu można oczekiwać, włącznie z cyfrowymi zegarami i umieszczonym sprytnie, bo na tej samej wysokości, ekranem centralnym. Wersja ST-Line to także sportowa kierownica, lepsze fotele i podkreślające sportowy charakter czerwone przeszycia.

MegaBox w bagażniku

400 litrów bagażnika (a jeśli wybierzemy wersję bez hybrydy, nawet 450) to wartość bardzo przyzwoita, choć wadą jest wysoko umieszczony próg załadunkowy. Bagażnik jest jednak ustawny, regulowana półka pozwala uzyskać płaską powierzchnię po złożeniu oparcia tylnej kanapy. Pod podłogą natomiast kryje się najciekawszy chyba patent. Nazywa się MegaBox i jest… dużym, głębokim schowkiem w podłodze. Koła zapasowego i tak nie ma, postanowiono zatem wykorzystać tę przestrzeń w sposób bardzo kreatywny. MegaBox bowiem jest wodoszczelny – można do niego bez problemu wrzucić zabłocone lub zaśnieżone buty. A potem wystarczy podnieść gumową wykładzinę, aby otworzyć zaślepkę i pozwolić wodzie po prostu spłynąć. Na tej samej zasadzie schowek można oczyścić – lejąc wodą z wiadra (byle bez przesady). Miłym patentem jest też półka bagażnika, podnosząca się razem z klapą.

Audio Bang&Olufsen warte każdych pieniędzy

W podróży docenimy drogie, ale warte każdych pieniędzy, audio Bang&Olufsen, skutecznie zagłuszające metaliczny, nieprzyjemny dźwięk trzycylindrówki. Dobrym pomysłem są też dwa osobne okna dachowe z własnymi roletami. Przednie jest dodatkowo odsuwane. Generalnie o wnętrze Pumy zadbano już na etapie projektu nieco bardziej niż o środek Fiesty. Widać to w materiałach, tapicerce, a także opisanych wyżej pomysłach. Z drugiej strony – w testowanej wersji ST-Line bez 120 tysięcy złotych do Pumy nie ma co podchodzić. To jeszcze nie jest najwyższa półka cenowa, modele konkurencji kosztują podobnie. Część z nich ma jednak silniki czterocylindrowe, a niektóre można kupić nawet z dieslem.

Czy warto…?

O wyborze Pumy może zadecydować wygląd – mnóstwo ludzi kupuje oczami. Jeśli nie ma dla nich znaczenia brak jednego cylindra (będę się upierał, że trzy to za mało), za swoje pieniądze dostaną samochód z pewnością atrakcyjny. Trudno jednak przewidywać, jak będzie z żywotnością tak wysilonej jednostki, jest zbyt nowa i nie ma jeszcze egzemplarzy z dużymi przebiegami. Z drugiej strony – kto dzisiaj kupuje samochód na długie lata…

Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak

Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.


Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy na nasz profil na PATRONITE.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *