Przepustka. Mercedes GLB 200 – test
W dawnych czasach oznakowanie modeli Mercedesa było wyjątkowo klarowne i logiczne. Liczby oznaczały po prostu pojemność silnika, a litery precyzyjnie określały, o jaki model chodzi. I tak na przykład „200” to był najprostszy model z dwulitrowym, benzynowym silnikiem gaźnikowym. Z kolei „280 SE” to model klasy S, z sześciocylindrowym silnikiem benzynowym o pojemności 2800 i wtryskiem paliwa. Później, w latach 90-tych, litery znalazły się przed liczbami, a że linii modelowych (zwanych uczenie „typoszeregami”) przybywało, w końcu naturalną rzeczy koleją zapanował chaos. Jakiś czas temu znowu to uporządkowano, i teraz już trudniej się pomylić. „GL” to linia SUV-ów, „EQ” – elektryków i tak dalej. Przy czym GLA to ewidentny crossover, prawdziwe SUV-y zaczynają się od następnej litery. Zatem czas na test małego suv-a: Mercedes GLB.
GLB czyli mały SUV
Przepustką do świata SUV-ów Mercedesa jest więc model GLB. Technicznie spokrewniony z klasami A i B, ale zdecydowanie największy z nich, na dodatek siedmioosobowy. Jako jedyny jednak wygląda rasowo – Mercedes miał już kiedyś taki model, nazywał się GLK. Też był dość kanciasty i przypominał terenówkę. Zastąpiono go jednak dość nijakim SUV-em GLC. Widać jednak klienci dopominali się samochodu trochę wyróżniającego się wyglądem i GLB jest na to odpowiedzią. A że mały nie jest – ma 463 cm długości – udało się upchać trzeci rząd siedzeń. W zaledwie trzy centymetry dłuższym GLC nie ma takiej opcji. Mercedes GLB jest zatem rozsądnym wyborem dla kogoś, kto nie potrzebuje wielkiego GLE (albo po prostu nie chce wydawać aż tylu pieniędzy).
GLB 200 czyli 1.3 TCe
Nie ma jednak nic za darmo. Mercedes GLB to technika kompaktów, co w przeskalowanym samochodzie momentami wychodzi. Przede wszystkim – silnik. W wariancie GLB 200 nie znajdziemy dwulitrówki (chyba że w dieslu 200d). Pod maską pracuje upychany ostatnio wszędzie, gdzie się da, silnik 1.3 TCe – wspólna konstrukcja Renault i Mercedesa. O ile w kompaktowych hatchbackach jak Renault Megane czy Mercedes klasy A radzi on sobie doskonale, o tyle w SUV-ach, a napędza ich sporo – już niekoniecznie. Nie znaczy to, że GLB jest powolny, nie, na to nie pozwoli moment obrotowy i charakterystyka silnika turbo. Ale im szybciej, tym gorzej, przy prędkościach autostradowych mocy już wyraźnie brakuje. A co by było z kompletem pasażerów, lepiej nie myśleć.
Aerodynamika kredensu?
Typowa dla SUV-a aerodynamika kredensu też tu nie pomaga. Należy więc nastawić się na raczej spokojną jazdę. Może to i dobrze, bo jako auto siedmioosobowe Mercedes GLB jest ofertą typowo rodzinną. Przy takiej raczej delikatnej jeździe da się uzyskać zużycie w okolicach 8,5 litra na 100 km. I to w samochodzie z napędem przednim, wariant 4Matic z napędem wszystkich kół spali zapewne więcej. Chociaż może nie, przynajmniej w trasie: 4Matic ma ośmiobiegową skrzynię, „ośka” tylko siedmiobiegową.
Reszta, czyli układ kierowniczy i zawieszenie, pracuje bez zastrzeżeń. Nawet opcjonalne, dwudziestocalowe felgi pakietu AMG-Line nie psują komfortu resorowania. Owszem, przeszkody należy pokonywać z wyczuciem, ale w trybie Comfort jest naprawdę całkiem znośnie. Jednocześnie w zakrętach samochód, mimo że wysoki, nie przechyla się jak krzywa wieża w Pizie.
Wnętrze premium
Z kompaktowych braci, czyli modeli A i B, zapożyczono też wnętrze. Tu nie ma rozczarowań, już po otwarciu drzwi widać, że Mercedes, nawet w tańszych modelach, pojęcie „premium” traktuje bardzo poważnie. AMG-Line to aluminiowe dodatki, bardziej sportowe fotele i kierownica. Wygląda to doskonale, sprawdza się także w dotyku. Metal to metal, skóra to skóra. Wspólny z innymi modelami jest też system multimedialny MBUX i cyfrowe zegary. Dla kogoś, kto nie zna Mercedesów, problemem może być obsługa wycieraczek – umieszczono ją tradycyjnie w dźwigni kierunkowskazów. Dźwigni z prawej strony lepiej w czasie jazdy nie ruszać, bo służy ona do zmiany biegów. Bardzo intuicyjnej i łatwej zresztą – w dół włączamy D, czyli jazdę do przodu, w górę R, czyli wsteczny. Przyciśnięcie to P, czyli blokada postojowa.
Drugi rząd siedzeń jest dzielony i przesuwany, umożliwiając dostęp do składanych fotelików trzeciego rzędu. Da się na nich pojechać, ale przy komplecie siedmiu osób robi się jednak dość ciasno. No i można zapomnieć o bagażniku, rozłożone siedzenia wypełniają go całkowicie. Idealna konfiguracja to dwoje dorosłych i pięcioro dzieci (w końcu to samochód rodzinny) bądź czworo dorosłych i troje dzieci. Generalnie jednak nie powinny być to osoby dużo większe od średniej.
Podsumowanie
Mimo wszystkich zastrzeżeń GLB, jako przepustka do trochę elitarnego świata SUV-ów Mercedesa, ma sens. Owszem, jest przeskalowanym kompaktem. Ale można go całkiem rozsądnie skonfigurować, zrezygnować z trzeciego rzędu siedzeń, a do napędu wybrać dwulitrowego diesla i 4Matic. Wtedy mamy większą szansę cieszyć się prawdziwym SUV-em, a nie udającym go crossoverem, który na dodatek ma ambicje być minivanem. Z tym, że ta przepustka do tanich nie należy.
Zwykły Mercedes GLB 200 startuje z poziomu 170 tysięcy złotych, ale kilka dodatków (i to takich bardziej potrzebnych) spokojnie winduje cenę powyżej dwustu tysięcy. Z kompletnym wyposażeniem, w tym na przykład AMG-Line, można dojechać do 230-240 tysięcy. A za tę cenę można już pomyśleć o porządnym dieslu z czteronapędem. Oczywiście, wszystko zależy od tego, do czego samochód będzie potrzebny. Bo jeśli do wożenia dużej rodziny, nadal nie zastąpi klasycznego minivana. A jeśli do pokazania, że ma się Mercedesa, i to SUV-a… cóż, w tej roli na pewno się sprawdzi.
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.