Z różnych klocków. Renault Arkana – pierwsza jazda
Każdy koncern dysponuje całą gamą wspólnych dla różnych modeli części. Jeśli widzi zapotrzebowanie na nowy model, po prostu składa z dostępnych klocków coś, czego jeszcze w ofercie nie miał. Klasycznym przykładem takiego złożonego samochodu jest Renault Arkana, w którym bez problemu rozpoznamy liczne elementy z innych modeli Renault i Dacii.
Arkana czyli SUV-coupé
Arkana to według marketingowców Renault oczywiście SUV-coupé, chociaż właściwiej byłoby nazwać go crossover – liftback. Brzmi równie głupio, ale przynajmniej prawdziwie. Bo w zasadzie to po prostu wersja Captura z wydłużonym i pochylonym tyłem, choć nie do końca. Różnic jest zdecydowanie więcej.
Oczywiście, samochody łączy wspólna platforma, choć dzięki modularności Renault Arkana ma większy rozstaw osi. A długością przewyższa nieco nawet ulokowanego o segment wyżej Kadjara. Można więc spodziewać się obszernego wnętrza i dużego, jak w każdym liftbacku, bagażnika. Owszem, jest przestronnie, ale nisko poprowadzona linia dachu sprawia, że z tyłu miejsca nad głową praktycznie nie ma – wysunięte zagłówki niemal dotykają klapy.
Bagażnik jest, naturalnie, duży, ma ponad 500 litrów pojemności. Mądrze rozegrano ułożenie podłogi, która może być położona wyżej – tak aby po złożeniu oparć tylnej kanapy uzyskać płaską powierzchnię, bądź niżej, dzięki czemu bagażnik zyskuje na głębokości.
Captur czy nie Captur…?
Każdy, kto zna choć jeden model z aktualnej gamy Renault, w Arkanie odnajdzie się bez problemu. Niestety, pokrewieństwa z Capturem trudno się doszukiwać – zabrakło kolorowych, miękko wyłożonych elementów, nie ma charakterystycznej, podniesionej konsoli środkowej. Dominują czarne, twarde plastiki, a detale pochodzą raczej z palety Dacii niż Renault. Na przykład sterowanie klimatyzacją przejęto bezpośrednio z Dustera. W niczym to oczywiście nie przeszkadza, mamy standardowe i łatwe w obsłudze pokrętła oraz zwyczajne przyciski, ale model mierzący w segment lifestyle nie może pachnieć budżetowo. To samo z fotelami – nawet w najdroższej wersji Intens przesuwane są ręcznie, a podparcia lędźwiowego nie znajdziemy.
Jest natomiast duży centralny ekran systemu EasyLink i typowy dla nowej generacji Renault cyfrowy zestaw wskaźników. Arkana ma też wadę bardzo typową dla samochodów o mocno pochylonej tylnej szybie – praktycznie nic przez nią nie widać, szczególnie po wysunięciu zagłówków, a o wycieraczce zapomniano. Sytuację ratuje kamera cofania, mam nadzieję, że obecna także w tańszych wersjach.
Miękka hybryda w 1.3 TCe
W ofercie silników nie ma diesla, ale do tego już się przyzwyczajamy. Są silniki 1.3 TCe i planowana jest hybryda E-Tech. Nowością jest miękka hybryda dołożona do silnika 1.3 o mocy 140 KM. To prosta, dwunastowoltowa instalacja, ale działa jak powinna. Chociaż nie zawsze. Przy obecnym w samochodzie układzie Auto Hold system Start-Stop, który obsługiwany silnikiem elektrycznym powinien działać niezauważalnie, potrafi się pogubić. Jeśli dohamujemy mocniej i Auto Hold zadziała, silnik w ogóle się nie wyłącza. Robi to tylko po delikatnym zatrzymaniu, gdy Auto Hold zadziała z pewnym opóźnieniem. No i, niestety, reakcja na dodanie gazu jest trochę opóźniona, zupełnie jakby działał zwyczajny rozrusznik. Może to kwestia oprogramowania i da się to jakoś poprawić, ale po miękkiej hybrydzie spodziewałem się nieco więcej.
Oczekiwania
W ogóle oczekiwania wobec tego modelu były dość duże. Takie modne nadwozia występowały raczej w segmencie premium, wprowadzenie ich do mainstreamu wyglądało na świetny ruch marketingowy. Jednak Renault Arkana do tanich nie należy, samochód testowy w wersji Intens, z silnikiem 1.3 TCe 140 KM kosztuje 133 tysiące złotych. Przy wariancie hybrydowym da się pewnie dojść do 150-160. Oczywiście, znajdą się klienci na to auto. Jest przestronne, nieźle, choć trochę zbyt budżetowo wyposażone i wykończone, jeździ bardzo przyzwoicie i zapewne oszczędnie. Wygląda też nieźle, chociaż nie dla każdego – wiele osób będzie takiego „przekombinowanego” nadwozia unikać. Ale ci, którzy nie są fanami samochodów SUV-coupé czy też crossover-liftback, zawsze mogą kupić zwyczajnego Captura. Przynajmniej ma wycieraczkę tylnej szyby…
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.