Pożytki z konserwatyzmu. Skoda Karoq Sportline 2.0 TSI – test
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego w książkach fantasy cywilizacje w ogóle się nie rozwijają, choć trwają przez tysiąclecia? Żadnego postępu, żadnego rewolucyjnego pomysłu, żadnego przełomowego wynalazku? Nic, tylko jakieś czary albo inne smoki… Na szczęście w realnym świecie ludzkość bez przerwy coś wymyślała – a to rolnictwo, a to koło, a to silnik parowy. Od pierwszego lotu braci Wright do lądowania na Księżycu upłynęło tylko 66 lat. Postęp wpisany jest w ludzką naturę, ale… zmiany dla zmian i nowość dla nowości nie zawsze oznacza poprawę. Są pewne rozwiązania, od lat sprawdzone, i w zasadzie optymalne. Wygląda na to, że wiedzą o tym inżynierowie marki Skoda projektujący model Karoq.
Skoda Karoq po liftingu
Skoda Karoq, to średniej wielkości SUV, już nie najnowszy, ale cieszący się sporym powodzeniem. Niedawno poddano go delikatnemu odświeżeniu, właśnie w myśl zasady, że lepsze potrafi być wrogiem dobrego. Zmiany są ledwo dostrzegalne, natomiast to, co lubią klienci, pozostało nienaruszone.
Do rzeczy – w tym modelu Skoda nie poddała się manii miliona ekranów i pozostała przy rozwiązaniach znanych, może niekoniecznie uznawanych za ultranowoczesne, za to prostych i ergonomicznych. Wszystko mamy tam, gdzie się tego spodziewamy, i działa to tak, jak tego oczekujemy. Może to konserwatywne podejście, ale przynajmniej niczego nie trzeba się uczyć od nowa. Ktoś mógłby powiedzieć, że w takim razie Skoda nie bardzo się postarała, skoro w samochodzie nie grzeszącym świeżością praktycznie prawie niczego nie zmieniono. A co mieli zrobić? Wrzucić sterowanie wszystkim przez ekran, jak w wielu nowszych modelach VAG (włącznie, niestety, z Octavią)? Moim zdaniem pozostawienie układu niemal optymalnego pod względem ergonomii było strzałem w dziesiątkę.
Mania ekranów powoli przeminie, można już zauważyć pewien odwrót. I akurat to, że Karoq ma wszystko tak, jak było, świadczy o bardzo rozsądnym podejściu. Łatwiej, wygodniej i bezpieczniej jest na przykład zmienić temperaturę normalnym pokrętłem w znanym panelu klimatyzacji. Wybrać tryb jazdy normalnym przyciskiem, czy też takim samym przyciskiem wyłączyć system Start-Stop. Takie operacje można zapamiętać – sam już na ślepo sięgam do pokrętła temperatury, nie odrywając przy tym wzroku od drogi. Oczywiście, jest spory i responsywny ekran dotykowy, ale używamy go tylko wtedy, gdy jest to niezbędne i niekoniecznie w czasie jazdy. Jeśli coś funkcjonuje bez zarzutu od iluś lat, to nie ma potrzeby zmieniania tego dla samej zmiany.
Napęd
Także pod względem napędu Karoq jest raczej konserwatywny. W samochodzie testowym pod maską pracuje dobrze znana, dwulitrowa jednostka 2.0 TSI o mocy 190 KM, napędzająca obie osie za pośrednictwem hydraulicznie sterowanego sprzęgła wielopłytkowego. To już piąta generacja tego napędu, opracowanego niegdyś przez szwedzką firmę Haldex, i do dzisiaj potocznie tak nazywanego. Do tego oczywiście siedmiostopniowa skrzynia DSG, czyli – wyjąwszy napęd 4×4 – układ identyczny z tym, jaki był w testowanym niedawno Seacie Leonie. Teoretycznie napędzenie wyższego, cięższego i mniej aerodynamicznego SUV-a powinno być trudniejszym zadaniem. Nic z tych rzeczy – Karoq potrafi pojechać bardzo dynamicznie. Napęd na obie osie skutecznie eliminuje uślizg przednich kół przy ostrzejszym ruszaniu.
Średnie spalanie
Obstawialiśmy, że średnie spalanie będzie wyższe o jakiś litr i nie pomyliliśmy się. Skoda Karoq zużywa 8,2 do 8,4 litra benzyny na 100 km. Przy wyłączonym systemie Start-Stop, który nie działa jakoś bardzo źle, ale jednak kręcenie rozrusznikiem, szczególnie w korkach, potrafi być denerwujące. To, co nie dziwi, więcej niż w testowanym dwa lata temu Karoqu z silnikiem 2.0 TDI o tej samej mocy – diesel zadowalał się średnio 6,3 litra oleju napędowego na 100 km. Ale jak na spory silnik benzynowy wynik Karoqa i tak jest bardzo przyzwoity.
Sportline znaczy sport?
Samochód testowy to egzemplarz w wersji Sportline. Ma czarne dodatki, sportowe fotele, a przy tym ktoś do nazwy podszedł poważnie. Silnik przyjemnie powarkuje, a w trybie Sport nawet przegazowuje przy redukcji. Jeśli komuś mało, może te efekty wzmocnić włączając dodatkowy pomruk generowany z głośników. Szczęśliwie jest to tylko opcja, którą można w menu całkowicie wyłączyć.
Już nie budżetowo
Jako że Skoda już od dawna nie jest marką budżetową, Karoq także cenowo zbliżony jest do koncernowych braci, czyli Volkswagena Tiguana i Seata Ateca. Wariant Sportline 2.0 TSI 4×4 startuje od 166 tysięcy złotych. Dodatki (właściwie tylko potrzebne, jak Travel Assist, pakiet zimowy czy asystent parkowania) szybko podnoszą tę cenę do nieco ponad 200.000. Cóż, najprostszy i najtańszy Karoq z silnikiem 1.0 TSI i manualem kosztuje 113 tysięcy. A sensu najmniejszego nie ma, bo z tym motorkiem jechać nie będzie, za to zużyje sporo paliwa. Dlatego warto wybrać co najmniej 1.5 TSI, choć dwulitrówka z pewnością daje najwięcej przyjemności.
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.