Pierwsza poprawka. Test Renault Megane RS-Line
Czasy samochodów długowiecznych, pozostających w produkcji kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt lat, dawno minęły. Rekord Volkswagena Garbusa (1938-2003) nie zostanie już pobity. Dzisiaj średnia żywotność modelu to sześć do ośmiu lat. Potem trzeba już rzucić na rynek coś nowego. A mniej więcej w połowie tego cyklu konieczne jest wprowadzenie poprawek. Raz dlatego, żeby podtrzymać zainteresowanie, dwa dlatego, żeby nadążyć za rozwijającą się błyskawicznie technologią. Nie są to zmiany rewolucyjne, ale powinny być zauważalne.
Megane po faceliftingu
Takiej pierwszej poprawki doczekało się Renault Megane. Idealnie zgodnie z kalendarzem, czyli po czterech latach od wprowadzenia na rynek. Tradycyjnie dla faceliftingów, z zewnątrz zmiany są niewielkie. Nowe zderzaki, inne światła, choć zachowujące kształt poprzedniego wzoru. Najlepiej widać to po światłach tylnych – zastosowano prosty patent i klosze po prostu wygładzono, dopasowując do kształtu nadwozia. Wygląda to dużo lepiej niż przed zmianą, gdy środek lampy był „zagłębiony”.
Z palety zniknęła też wersja GT-line, zastąpiona przez RS-line. Logiczne – nie ma już modelu GT, jest tylko sportowy hothatch RS. Nie ma więc już modelu „pośredniego”, jakim był GT. Do wyboru jest albo trzystukonny RS, albo namiastka, czyli właśnie RS-line z silnikiem 1.3 TCe o mocy 160 KM. To się akurat nie zmieniło.
Największa zmiana to wprowadzenie hybrydy plug-in, ale o tym innym razem. Najpierw zajmiemy się modelem RS-line. Wygląda niemal równie bojowo jak prawdziwy RS. Przedni zderzak jest niemal identyczny, z tyłu mamy coś w rodzaju dyfuzora z dwiema chromowanymi końcówkami wydechu… No nie, tak dobrze to nie jest. To tylko atrapy, a właściwie tylko jakieś przetłoczenia otoczone srebrnymi ramkami. Szkoda, bo z daleka wygląda dobrze, ale z bliska już tylko śmiesznie.
Wewnątrz
Zmiany widać też wewnątrz, i są to naprawdę zmiany na lepsze. Przede wszystkim zestaw w pełni cyfrowych wskaźników. Można je dowolnie skonfigurować, ale po raz pierwszy da się je ustawić w tradycyjny zestaw dwóch tarcz: obrotomierza i prędkościomierza. Kto preferuje poprzednie wzory, z cyfrowym prędkościomierzem, może go nadal wybrać. Jest też head-up display. Wyświetlany na wysuwanej szybce, nie bezpośrednio na przedniej szybie, ale doskonale czytelny.
Największa zmiana to jednak ekran środkowy. Niby taki sam, duży i ustawiony pionowo, ale z systemem Easy Link, znanym już z nowego Clio. I to naprawdę zmiana nie tyle na lepsze, ile na dużo lepsze. Nowy system działa szybko i sprawnie, jest też przyjemniejszy w obsłudze. Ekran, tak jak poprzednio, podzielony jest na konfigurowalne „kafelki” i przewijany. Pierwszy, podstawowy widok to mapa nawigacji, odtwarzane multimedia lub stacja radiowa i połączony telefon. Kafelek telefonu wyświetla listę ostatnich połączeń, ale jeśli nie chcemy ujawniać światu, z kim rozmawialiśmy, można go zastąpić innym kafelkiem. A jest z czego wybierać. Kolejny ekran to ustawienia asystentów kierowcy, włączanych i wyłączanych jednym dotknięciem, dane komputera pokładowego, ustawienia trybów jazdy itd.
Na sportowo
Podstawowy tryb jazdy to teraz MySense – czyli indywidualny, z możliwością dopasowania ustawień pracy silnika, skrzyni, wspomagania, zawieszenia czy klimatyzacji. A ponieważ RS-line to model „usportowiony” można wybrać nawet dźwięk silnika. Oczywiście sztuczny, generowany z głośników. Na poziomie najwyższym nieco przeszkadza, ale niski poziom ustawienia „Sport” jest całkiem przyjemny. Przy okazji niweluje trochę dieslowski, naturalny dźwięk silnika 1.3 TCe.
Nowy jest też panel klimatyzacji – zachowano pokrętła (na szczęście), a ich środek wykorzystano do wyświetlenia ustawionej temperatury. Proste, czytelne, może nieszczególnie supernowoczesne, jak u konkurencji, która nawet te proste czynności przerzuciła na ekran, ale dużo bezpieczniejsze.
Bez zmian pozostały kubełkowe fotele obszyte alcantarą, bardzo wygodne, ale z jedną wadą: oparcie nadal regulowane jest skokowo. Z tyłu pozostawiono normalne, pełne zagłówki. Ograniczają one widoczność przez niewielką tylną szybę, ale są bardziej bezpieczne niż wysuwane. Generalnie wnętrze Megane robi doskonałe wrażenie, a jakość materiałów jest lepsza niż w porównywalnych samochodach niemieckich, w których ostatnio zbyt mocno zalatuje tandetą. Nie ma też irytujących drobnych niedoróbek, które kiedyś były zmorą Renault.
Jak jeździ Megane RS-line? Najprostsza odpowiedź: tak, jak powinien jeździć nowoczesny samochód, czyli bezproblemowo, spokojnie i bezstresowo. Połączenie silnika 1.3 TCe i siedmiobiegowej skrzyni EDC to już klasyka. Ale i tutaj jest drobna zmiana: w samochodach z zeszłorocznej produkcji skrzynia lubiła szarpnąć przy wysprzęglaniu z dwójki na jedynkę. W autach tegorocznych już tego nie ma, pewnie poprawiono oprogramowanie.
Podsumowanie
Generalnie o zmianach w Megane można powiedzieć, ze to raczej doszlifowanie. Udało się niczego nie popsuć, a delikatne poprawki tylko potwierdzają, że to dobra konstrukcja. Renault ma tego świadomość i ceni ją wysoko. Megane RS-line z kilkoma dodatkami to wydatek około 130 tysięcy złotych. W segmencie kompaktów to już norma dla modeli z trochę wyższej półki. Ale dostajemy naprawdę kawał samochodu. Z pewnym niepokojem obserwuję pomysły przerobienia Megane na elektrycznego crossovera. Nie ma takiej potrzeby. Zostawcie ten samochód w spokoju, on sobie poradzi.
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy na nasz profil na PATRONITE.