Verona Beach. Alfa Romeo Giulia Veloce Q4 JTDM-2 – test
Miłość jest stanowczo przereklamowana. W końcu to tylko procesy chemiczne zachodzące w mózgu. Zabawa dla gimnazjalistek i pożywka dla przeróżnego autoramentu artystów. Generalnie nic dobrego.
No dobrze, nie przesadzajmy. Miłość, choć bywa trudna, jednak czyni nas szczęśliwymi. Przecież nie ogranicza się do ludzi. Kochamy zwierzęta, często z wzajemnością stabilniejszą od tej ludzkiej. Kochamy piękno przyrody, kochamy swoje pasje, czasem nawet swoją pracę. No i wszyscy kochamy Alfa Romeo. Nie? Nie wszyscy? Oj tam, oj tam, każdy prawdziwy petrolhead kocha Alfy, choćby nie przyznawał się do tego nawet na torturach. To nie jest łatwa miłość, ale może w tym tkwi jej sekret…
Alfa Romeo – legenda sportu
Zresztą nie da się nie kochać legendy sportu samochodowego. Ba, Alfa JEST sportem samochodowym. 40/60 HP, P2, 8C, GTA, sportowe modele Alfy można długo wyliczać. Giuseppe Farina, Juan Manuel Fangio, tytułów mistrzowskich tyle, że w ogóle trudno je zliczyć. To wszystko Alfa. Ale Alfa to też nieustająca legenda samochodów, które rdzewieją już na zdjęciach w prospekcie, właścicieli, którzy nie witają się po południu, bo rano już widzieli się w warsztacie… Mimo to Alfa nigdy nie zbankrutowała, choć było blisko. Od ponad trzydziestu lat nad Alfą czuwa „mamma Fiat”, obecnie zjednoczona w transatlantyckim koncernie Stellantis. Ale nadal żyje swoją własną legendą.
Giulia – klasyczny sportowy sedan
Renesans Alfy zapoczątkował model 156. Był – jak prawie każda Alfa – przepiękny, miał jednak przedni napęd. Podobnie jak następca, czyli 159 – niby prawdziwa Alfa, ale jednak przednionapędowa. Postanowiono coś z tym zrobić. Alfa to Alfa, musi mieć napęd na tył i już. Doczekaliśmy się zatem Alfy najprawdziwszej z prawdziwych, czyli Giulii. Oryginalna Giulia, ta z lat sześćdziesiątych, miała przecież napęd na tył. Niezależnie od typu nadwozia była też piękna, delikatna, elegancka. Nowa Alfa Romeo Giulia też wygląda imponująco, choć pasuje bardziej do Verona Beach z filmu Baza Luhrmanna niż renesansowej Werony ze sztuki Szekspira. Ale nie da się zaprzeczyć, że to jeden z najpiękniejszych sportowych sedanów na rynku. Esencja klasyki – długa maska, duże koła, krótki bagażnik. Z przodu charakterystyczne scudetto, czyli klasyczna dla Alfy trójkątna atrapa. Nie da się nie pokochać tego samochodu.
Pięć lat temu pojawienie się Giulii wywołało popłoch u północnych sąsiadów. Zaatakowano bowiem rewiry okupowane dotychczas przez BMW serii 3 i Mercedesa klasy C. Okazało się, że Włosi nie stracili umiejętności konstruowania doskonale się prowadzących sportowych sedanów z tylnym napędem. Jednak Alfa to Alfa – jakość wykończenia nie dawała się porównać z niemiecką konkurencją, Giulia była też głośniejsza i nie tak nowoczesna pod względem elektroniki.
Giulia po liftingu
Ale pod koniec zeszłego roku Alfa Romeo Giulia przeszła pierwszy lifting. Z zewnątrz zmian trudno się doszukać, i dobrze, bo lepsze bywa wrogiem dobrego. Zmieniono natomiast to, co mogło drażnić: materiały są już zdecydowanie lepsze, choć miejscami nadal plastiki przypominają te z Ducato. Jest zdecydowanie ciszej, choć przy wyższych prędkościach nadal mocno szumi – ale może to wina zimowych opon. Nie zmieniono miejsca pracy kierowcy. Trochę szkoda, bo nie jest idealne. Owszem, fotel jest wygodny i ma doskonałe trzymanie boczne, kierownica ma duży zakres regulacji i świetnie leży w dłoniach. Ale na przykład boczne lusterka (duże i dające dobrą widoczność) umieszczono w sposób, który przy skręcaniu całkowicie zasłania widoczność „do przodu i w bok”. A tam może być przecież pieszy lub inny samochód, którego zwyczajnie nie mamy szansy zauważyć.
Nie podobają mi się też duże łopatki do zmiany biegów, umieszczone w kolumnie. Tak, to dobrze, ze są duże i można do nich swobodnie sięgnąć w każdym położeniu kierownicy. Ale sięgnięcie do znajdujących się pod nimi dźwigienek kierunkowskazów i wycieraczek jest zwyczajnie przez to utrudnione. Tym bardziej że w normalnej jeździe łopatek używa się raczej rzadko. Reszta – bez szczególnych zastrzeżeń. Alfa nie zdecydowała się na cyfrowe zegary, mamy więc klasyczny obrotomierz (z równie klasycznym włoskim napisem „Giri”) i prędkościomierz, rozdzielone wyświetlaczem komputera pokładowego. No i dobrze – miało być klasycznie i jest. Trochę gorzej z obsługą ekranu centralnego, który trzeba niezbyt intuicyjnie przewijać, żeby coś znaleźć i ustawić. Ale to może kwestia przyzwyczajenia. Mimo to prowadzenie Alfy w żaden sposób nie męczy, czuje się, że tym samochodem można pokonać naprawdę duże odległości.
Ale jak to diesel….?
Największe rozczarowanie spotyka nas jednak tam, gdzie spodziewalibyśmy się najlepszego, czyli pod maską. Nie dajmy się zwieść kuszącemu napisowi Veloce na błotniku… Nie znajdziemy tu legendarnego Busso, ani nawet Twin Spark. Mamy za to diesla. Tak, diesla… W Alfie Giulii, Boże, widzisz i nie grzmisz! Niby na papierze wygląda zacnie: 210 KM i potężne 470 Nm momentu dostępne od 1750 obrotów. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h nie powala, ale 6,8 sekundy to bardzo przyzwoicie jak na diesla. Steruje tym wszystkim ośmiobiegowy automat ZF, no i jest to Q4, czyli model z napędem na obie osie. I to akurat działa bez zarzutu, ale co do reszty, realne, odczuwalne osiągi diesla nijak mają się do benzynowej, 280-konnej wersji, także nazwanej Veloce Q4 i z zewnątrz identycznej.
Tylko Dynamic!
W Alfie mamy do wyboru trzy tryby jazdy, nazwane DNA. D – czyli Dynamic, tryb sportowy, N- czyli Natural, coś w rodzaju trybu komfortowego i A – czyli Advanced Efficiency, taki tryb ekonomiczno – ekologiczny. Zapomnijmy o nim natychmiast, do jazdy nadaje się średnio, chyba, że chcemy czuć się jak w samochodzie o mocy 110, a nie 210 KM. Tryb Natural rzeczywiście do codziennej jazdy spokojnie wystarcza. Natomiast Dynamic to jedyna możliwość skorzystania z osiągów – skrzynia przestaje dławić obroty, wchodząc na wyższe przełożenia dokładnie wtedy, kiedy trzeba. Ale – to Alfa, musi być jakieś ale – potrafi szarpnąć… Długo, za długo trwa też dołączanie przedniego napędu przy wychodzeniu z uślizgu. Nie wiem, czy nie dostosowano charakterystyki skrzyni do typu napędu, ale naprawdę z silnikiem benzynowym wszystko działa sprawniej i szybciej.
Zawieszenie
Pół złego słowa nie powiem natomiast o zawieszeniu, które trzyma to wszystko na drodze i nadrabia słabości napędu. Alfa Romeo Giulia ma jeszcze jedną charakterystyczną cechę – promień zawracania godny autobusu. Przy parkowaniu i manewrowaniu naprawdę trzeba się nieźle nakręcić. Ale za to przynajmniej mało pali, nie da się przekroczyć dziewięciu litrów – i to jest bardzo dobre otarcie łez wylanych nad nie najlepiej dobranym zespołem napędowym.
Trudna miłość…?
No dobrze, zapytuję, i co z tego? Przecież to Alfa Romeo, Giulia, Veloce, Q4 – nasycenie kultowości na centymetr kwadratowy chyba nie może być większe. Kto kocha Alfy, nie będzie się zastanawiać. Ale też prawdziwy alfista nie wybierze diesla. Benzyna o mocy 280 KM nie tylko lepiej jeździ, ale jest też o 10 tysięcy tańsza. Cena bazowa to 205 tysięcy za benzynę i 215 za diesla. Ale uwaga – trochę dodatków i błyskawicznie robi się z tego 250, a upchawszy samochód „po dach” można dojść do prawie trzystu. Co z tego, powtórzę pytanie? Miłość nie ma ceny. A że rozwody bywają kosztowne, wiemy wszyscy.
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.