MotoryzacjaTesty

White Rhino. Test SsangYong Musso Grand

Białe nosorożce to dziwne stworzenia. Po pierwsze, wcale nie są białe. Nazwa wzięła się z nieporozumienia – Afrykanerzy słowo „wide”, czyli szeroki, wymawiali w sposób, który Anglicy słyszeli jako „white”, czyli biały. Po drugie, mimo imponujących wymiarów i groźnego wyglądu są łagodnymi wegetarianami skubiącymi trawkę na sawannie. Gatunek ten kiedyś już niemal wymarł, ale dzięki wysiłkom przyrodników udało się do odtworzyć.

Musso czyli nosorożec

Musso, czyli nosorożec, też już raz zniknął w odmętach historii motoryzacji. Był to duży samochód terenowy, zaopatrzony w napędy z Mercedesa  i swego czasu dość popularny także w Polsce. Przez kilka lat montowany był w lubelskiej fabryce Daewoo, głównie na zamówienia straży granicznej, leśników i różnych innych służb. Potem Daewoo upadło, licencję na Musso sprzedano do bodajże Kazachstanu i w Europie słuch o nim zaginął. Musso Sports, czyli wersja pick-up, to już w ogóle widok rzadszy od białego nosorożca.

Klasyczny pick-up na ramie.

Jednak Musso wróciło, tym razem już tylko jako pick-up. Nowy model oparto na dużym SUV-ie, czyli Rextonie. To samochód zbudowany na ramie, z napędem na cztery koła i reduktorem – idealna baza dla pick-upa. A że to jednak SUV, mimo konstrukcji ramowej z tyłu ma normalne zawieszenie niezależne, zatem do umiejętności w terenie dołożono komfort na asfalcie. Musso jest jednak tylko trochę podobny do Rextona, nie można go nazywać „Rextonem pick-up”. Zawdzięcza mu obszerną, pięcioosobową kabinę, doskonałe wyciszenie i duży komfort w porównaniu ze „zwykłymi” półciężarówkami.

Grand, czyli duży.

W motoryzacji jednak zawsze jest „coś za coś”. To, co udało się zyskać na komforcie jazdy, utracono na ładowności. Zwykłe Musso ma też krótką skrzynię ładunkową i tutaj z każdą konkurencją przegrywa. Skonstruowano więc wersję Grand, pozostawiając dużą kabinę, za to wydłużając skrzynię. Normalnie długość skrzyni zależy od typu kabiny, najdłuższa jest oczywiście przy kabinie krótkiej, dwuosobowej. W Musso nie ma nawet takiej wersji, kabina jest zawsze ta sama, można za to wybrać dłuższą lub krótszą skrzynię. A żeby rozwiązać problem z ładownością, opracowano też wersję z typowym dla pick-upów zawieszeniem na resorach piórowych. Można więc jeszcze lepiej dostosować samochód do swoich potrzeb, wybierając nie tylko długość „paki”, ale też typ zawieszenia.

Wydłużenie skrzyni spowodowało wzrost długości całego samochodu do pokaźnych 5 metrów i 40 centymetrów. Parkowanie w mieście będzie więc wyzwaniem, uważać trzeba też na duży „zwis tylny” – skrzynia wystaje o dobre pół metra za tylną oś. Kamera cofania naprawdę bardzo się tu przydaje. Ktoś też pomyślał i umieścił ją wysoko, w obudowie klamki otwierającej klapę. Widać więc naprawdę sporo, trudno też obiektyw zabrudzić. Sama skrzynia jest wyłożona grubą plastikową warstwą ochronną, w lewej burcie ma nawet gniazdko 12V, starannie zabezpieczone klapką i dodatkowo gumowym korkiem. Są oczka do mocowania pasów, zabrakło natomiast listwy pod górną krawędzią burt.

Wnętrze.

Egzemplarz testowy to wersja stworzona raczej do pracy niż zabawy – długa skrzynia (czyli Musso Grand), zawieszenie na resorach i nie najwyższa wersja wyposażenia. Chociaż narzekać nie ma na co – automatyczna klimatyzacja, podgrzewana kierownica i liczne systemy bezpieczeństwa to nadal nie jest standard w samochodzie roboczym. Materiałowe fotele są wygodne, kabina bardzo przestronna i nawet z tyłu nie ma na co narzekać. Musso jest jednak samochodem totalnie pozbawionym bagażnika. Jedyne miejsce na drobniejsze przedmioty znajduje się pod siedziskiem tylnej kanapy. Za jej oparciem miejsca już nie ma, umieszczono tam zresztą lewarek i narzędzia. Jeśli przyjmiemy, że jest to samochód do pracy, trudno mieć zastrzeżenia. Z jednym wyjątkiem…

Napęd.

Musso napędzane jest potężnym turbodieslem o pojemności 2,2 litra, maksymalnym momencie obrotowym 400 Nm i mocy 180 KM. Silnik idealny do takiego samochodu, niestety ktoś wpadł na pomysł, że z komfortem w samochodzie do pracy nie należy przesadzać i dołożył do niego manualną skrzynię biegów. No i tu kończą się pochwały, bo ta skrzynia po prostu do silnika nie pasuje. Sześciobiegowy automat (dostępny, a jakże, w opcji) sprawdza się dużo lepiej. Manual niby chodzi przyzwoicie, jest dość krótko zestopniowany i zapewnia przyzwoite przyspieszenia, ale lewarek jest umieszczony w średnio wygodnym miejscu, ma dość długie skoki, w związku z czym włączając piątkę lub szóstkę trzeba naprawdę wyprostować rękę. A jeżdżąc w mieście trzeba, mimo elastycznego silnika, mocno się namachać. Oczywiście, niektórzy to lubią, ja jednak z montowanych na siłę manuali po prostu wyrosłem. Jeździć z tym się da, ale po co, skoro dostępne jest rozwiązanie wygodniejsze. W Rextonie zresztą automat montowany jest standardowo.

Musso ma więc kilka przewag nad konkurencją: duży komfort jazdy – nawet z zawieszeniem na resorach jest odczuwalnie wyższy niż w innych pick-upach, doskonałe wyciszenie kabiny, możliwość wyboru pomiędzy dwoma rodzajami zawieszenia i dwiema długościami skrzyni. Czas pokaże, czy klientom wystarczy to do wybrania marki nadal, mimo wszystko, uważanej za niszową.

Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak.

5 komentarzy do “White Rhino. Test SsangYong Musso Grand

  • Hahaha, „długi skok dźwigni zmiany biegów” 🤣 ależ mnie rozbawił !!! Polecam wsiąść do np. Mitsubishi L200 i porównać 😉 No tak coś trzeba wymyślić jak nie ma się do czego przyczepić!
    „Musso jest jednak samochodem totalnie pozbawionym bagażnika” – a ten tekst to już mistrzostwo 😂🤣😂

    Odpowiedz
    • Hmm… dealer SsangYonga się odezwał? Nie ma to jak wyrwać pół zdania z kontekstu.
      Aha, gdzie w Musso jest bagażnik?

      Odpowiedz
        • Niekoniecznie. Są modele, w których wygospodarowano miejsce choćby na torby z zakupami. Za tylną kanapą, pod jej siedziskiem w formie schowków lub szuflad itd. Musso, jak napisałem, tego nie ma. No chyba że ma, to będę wdzieczny za wskazanie gdzie.

          Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *