Crossover czyli krzyżówka. Nissan Qashqai 1.3 TCe test
Crossover to pojęcie od dawna używane w kinematografii. Tak zwykło się nazywać filmy, w których spotykają się bohaterowie bądź krzyżują wątki różnych innych filmów. Z natury rzeczy są to więc sequele, i także z natury rzeczy crossovery nie należały do bardzo ambitnych dzieł sztuki filmowej. Zabieg ten stosowano głównie w horrorach, jakimś fantasy czy historyjkach rodem z komiksów.
Czyli co to takiego ten crossover?
W motoryzacji pojęciem „crossover” określa się samochody, które trudno przypisać do jakiegoś konkretnego segmentu. To bardzo wygodne, bo można tak nazwać każdy „wynalazek”. Który, notabene, i tak się na pewno sprzeda. Oczywiście, kiedyś crossoverów nie było, ale gdy kilkanaście lat temu na rynku pojawiły się samochody takie jak na przykład Nissan Qashqai, trzeba było jakoś je przyporządkować. Bo nie był to już osobowy, ale też jeszcze nie SUV. Takie coś pomiędzy, trochę z tego, trochę z tamtego. Czyli po prostu crossover.
Podejście Nissana
Pamiętam premierę i pierwszą jazdę Qashqaiem – początkowo wiele osób zastanawiało się, co to za wynalazek i po co on komu. Ale szybko okazało się, że jeździ to bardzo dobrze, w mieście zachowuje się jak normalny samochód, taki trochę większy hatchback, a poza tym jest jednak trochę wyżej zawieszony i doskonale radzi sobie z krawężnikami i dziurami w jezdni. Szybko okazało się, że konsumenci doszli do tych samych wniosków i Qashqai zaczął się doskonale sprzedawać. Dość szybko wprowadzono zatem wersję przedłużoną, siedmioosobową – ta jednak nie cieszyła się takim powodzeniem. Dlatego, gdy przyszedł czas na drugą generację, z większego modelu zrezygnowano. W ofercie Nissana pojawił się za to X-Trail, większy, już prawdziwy SUV – i to on właśnie pozostał jedynym wyborem dla osób potrzebujących większej liczby siedzeń.
Wspólna platforma
Qashqai drugiej generacji to już wspólne dzieło Nissana i Renault, stąd od początku planowano produkcję dwóch samochodów. Renault Kadjar to praktycznie Nissan Qashqai z innym nadwoziem. Ale niedawno oba (prawie) bliźniacze modele poddano liftingowi. Jak to zwykle bywa przy pierwszej takiej operacji, z zewnątrz zmiany są niewielkie. Nowe światła, inne zderzaki, jakieś nowe wzory felg czy też kolory nadwozia. Jeśli chodzi o wnętrze, Japończycy okazali się oszczędniejsi od Francuzów (test poliftowego Renault Kadjara możecie przeczytać tutaj). W Nissanie zmieniono kierownicę, mocno przeładowując ją przyciskami, nieco inny jest także system obsługi funkcji centralnego ekranu. Ale nadal otaczają go liczne przyciski – Japończycy wyraźnie nie lubią sterowania dotykiem. Reszta, czyli obsługa klimatyzacji itp. pozostała bez zmian.
Co w środku?
Jak to zwykle bywa, gdy z zewnątrz zmian za bardzo nie widać, trzeba zajrzeć pod maskę. Tu zmiana jest większa – czyli nowy silnik całego koncernu, wsadzany wszędzie gdzie się da 1.3 TCe. I to jest absolutnie dobra zmiana, bo jednostka świetnie się sprawdza we wszystkich autach, do których jest wkładana, a jest ich już niemało. Plusem jest też zastąpienie bezstopniowej skrzyni CVT siedmiobiegową dwusprzęgłówką EDC, w Nissanie nazwaną DiG-T. Zestaw pracuje tu równie dobrze co w innych samochodach, 160 KM spokojnie do napędzenia Qashqaia (ważącego prawie półtorej tony) wystarcza. EDC to też niebo a ziemia w porównaniu z każdą CVT, mimo typowej dla tej skrzyni tendencji do poszarpywania przy wysprzęglaniu z dwójki na jedynkę. To jest do opanowania, Qashaqai był czwartym czy piątym samochodem z tym zespołem napędowym, którym jeździłem i nauczyłem się już dohamowywać tak, żeby przełączenie biegów odbyło się po zatrzymaniu samochodu. Ale nawet bez tej techniki na skrzynię nie można narzekać. Wszystko zatem powinno być dokładnie takie samo jak w Kadjarze, zatem wybór tego lub tamtego samochodu powinien być podyktowany jedynie preferencjami dotyczącymi marki.
Jak to jeździ?
Ale nie wszystko jest takie samo. Wrażenia z jazdy są zupełnie inne. Qashqai jest sztywniejszy, układ kierowniczy wydaje się być bardziej bezpośredni. Wspomaganie wyraźnie słabnie wraz ze wzrostem prędkości, co daje „czucie” prowadzenia porównywalne z usportowionym samochodem osobowym. Mimo dość wysokiego zawieszenia samochód nie ma tendencji do wychylania się w zakrętach. Na dziewiętnastocalowych felgach siedzi na drodze bardzo ładnie. No dobrze, niskoprofilowe opony nie pozwalają zapomnieć o nierównościach – ale tak jest w każdym samochodzie z oponami o profilu niższym niż 50.
Który zatem wybrać?
Wygląda zatem na to, że Qashqai i Kadjar są pomyślane jako samochody dla różnych klientów. W tym samym segmencie, tylko w dwóch różnych niszach. Qashqai jest bardziej „sportowy”, bardziej zbliżony w prowadzeniu do zwykłego auta osobowego. Kadjar – bardziej komfortowy, trochę jak większe SUV-y. Przy podobnej cenie ok. 130 tys. złotych – a mówimy tu o najlepiej wyposażonych wersjach z dodatkami – decyzja nie będzie prosta.
Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE, uzyskując dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy na nasz profil na PATRONITE.