Powrót dużego Fiata. Fiat Tipo SW Lounge 1.4 T-Jet – test
Z historycznego punktu widzenia współpraca amerykańsko – włoska układała się na ogół pozytywnie. Włosi dali Ameryce jedną z narodowych potraw, czyli pizzę, oraz jedną z lepiej działających organizacji, czyli mafię. Amerykanie zrewanżowali się przeprowadzając elegancki desant na Sycylię, a w XXI wieku pozwolili Włochom wykupić Chryslera.
Alians
Nie był to pierwszy międzykontynentalny alians w historii motoryzacji, jednak chyba pierwszy, w którym Amerykanie nie byli stroną kupującą, tylko towarem wystawionym na sprzedaż. Właściwie zamiast słowa „alians” można napisać „mezalians”, bo nie ma co ukrywać, że Chrysler to jednak marka z wyższej półki niż Fiat. Mogłoby się wydawać, że ten związek będzie niczym małżeństwo Franka Sinatry z Avą Gardner – krótki i bolesny. Jednak pomimo trudnego początku trwa i chyba wreszcie zaczyna się w nim układać…
Początkowo Włosi swoim zwyczajem rozkosznie narozrabiali. Zlikwidowali z rynku europejskiego Chryslera, próbując uratować Lancię, której nikt nie chciał kupować. Ale Chrysler sprzedawany jako Lancia też zalegał w salonach. W efekcie obie marki z rynku praktycznie zniknęły. O to mam duże pretensje, bo ani Lancia, ani Chrysler na taki los nie zasługiwały.
Przyznać jednak trzeba, że w USA na współpracy z Fiatem Chrysler skorzystał. Wszystkie modele trafiły w ręce włoskich stylistów i wyszło im to na dobre. Jednak to Włosi zyskali najwięcej, otwierając sobie szeroko drzwi do bardzo chłonnego i wiecznie spragnionego nowości rynku Północnej Ameryki. Rynku, którego dotychczas nie udało się im podbić, bo włoskie samochody w Stanach nigdy nie cieszyły się dobrą opinią. Rdzewiały już na zdjęciach w katalogu, sypały się przy wyjeździe z garażu, a ich trwałość liczono w godzinach, a nie latach.
Co to ma wspólnego z najnowszym modelem Fiata, czyli Tipo? Pozornie niewiele, ale spokojnie, dojdziemy i do tego.
Skupiony na ekspansji za oceanem Fiat przez ostatnie lata zaniedbał rynek europejski, starając się oprzeć całą sprzedaż na modelu 500 i jego różnych, nie całkiem udanych, wariantach. Ale „pięćsetka”, choć słodka, już się poważnie opatrzyła i zdecydowanie nie nadaje się na konia (kucyka?) pociągowego dla całej marki. Gwałtownie potrzebny był model, który można by było znowu nazwać „globalnym”, tak jak kiedyś 124 lub Uno.
Fiat Tipo
Nowe Tipo świetnie się w tę rolę wpisuje. Trafia w segment, w którym Fiat przez lata dominował, czyli niezbyt drogich, za to wygodnych i dobrze zbudowanych samochodów dla każdego. Bez wygórowanych ambicji bycia „premium” i „prestige”. Taki 124 lub 125, tyle że na miarę XXI wieku.
Technologicznie Tipo nie powala nowoczesnymi rozwiązaniami: klasyczne zawieszenie z kolumnami McPhersona z przodu i belką skrętną z tyłu to nie jest high-tech, świetnie za to sprawdza się na drogach gorszej jakości. Nie jest zestrojone miękko, mimo to sprawnie wybiera nierówności, kwitując to delikatnym drgnięciem nadwozia. Bez hałasu, dobijania, wyrywania kierownicy z rąk. Na gładkich nawierzchniach zachowuje się wręcz wzorowo, trzyma w zakrętach, nie wychyla nadwozia. W mieście, przy niewielkich prędkościach, bez kłopotu pokonuje progi zwalniające i nie boi się podjazdów pod krawężniki. Tak właśnie powinien zachowywać się samochód, który ma być sprzedawany także w krajach o niezbyt dobrze rozwiniętej sieci dróg. Czyli na tak zwanych rynkach wschodzących.
Z zewnątrz
Nie oznacza to jednak, że samochód ma być toporny i brzydki. Te czasy już dawno minęły, dlatego Tipo – szczególnie jako kombi – jest po prostu ładne. Bez udziwnień, narysowane dość prostą kreską, ale rozpoznawalne na pierwszy rzut oka. Na aluminiowych felgach i w kolorze „Czarny Cinema” (kojarzącym się i z Hollywood, i z Cinecitta) wygląda wręcz elegancko. Rzekłbym nawet, że samochód z zewnątrz wygląda na droższy, niż jest w rzeczywistości.
Wnętrze
Podobnie jest we wnętrzu. Nie ma tu feerii barw, dominują szarości i czernie, zestawione są jednak gustownie. Kilka chromowanych obwódek i jasne, pseudozamszowe wstawki na fotelach i boczkach drzwi jako akcenty rozjaśniające w zupełności wystarczają. Może jestem nazbyt konserwatywny, ale to wnętrze robi na mnie bardzo dobre wrażenie. Uczciwość wymaga zaznaczenia, że miałem do czynienia z najdroższą wersją Lounge, z drugiej jednak strony nie sądzę, żeby na wersje uboższe było zbyt wielu chętnych. Polska nie jest już „rynkiem wschodzącym” i oczekiwania klientów są dość wysokie.
Fiat Tipo spełnia te wymagania. Użyte materiały wyglądają bardzo porządnie i sprawiają wrażenie trwałych. Narzekań niektórych testujących, że są twarde i nieprzyjemne w dotyku, nie potwierdzę – nie spędzam życia na obmacywaniu deski rozdzielczej. To, czego dotykać muszę, czyli kierownica, dźwignia zmiany biegów i przełączniki jest przyzwoite, ergonomicznie rozmieszczone i dobrze leży w dłoniach. Bardzo też (z jednym zastrzeżeniem) chwalę fotele. Mają duży zakres regulacji, oparcia są wysokie i dobrze wyprofilowane. Tapicerka jest szorstka i łatwo się w nią „wczepić”, nie ślizgając się na zakrętach. Wspomniane zastrzeżenie to brak podgrzewania. Można je dokupić, ale w najwyższej wersji to już lekki wstyd.
Wyposażenie
Tym bardziej, że wyposażenia nie pożałowano. Automatyczna klimatyzacja, system „Uconnect” z nawigacją (niestety bardzo kiepską) i dotykowym ekranem, automatyczne światła i wycieraczki, tempomat, kamera cofania itd. Jeszcze nie tak dawno były to gadżety zarezerwowane dla samochodów o klasę lub dwie wyżej. Tu pojawiają się pierwsze amerykańskie akcenty – przyciski sterujące różnymi funkcjami z kierownicy są dokładnie takie, jak w Chryslerach, włącznie z charakterystycznym sterowaniem głośnością i zmianą stacji radiowej (lub odtwarzanego utworu) przyciskami z tyłu kierownicy. Połączenie telefonu przez Bluetooth trwało chwilę. Po każdym uruchomieniu silnika telefon łączył się już błyskawicznie, poza prowadzeniem rozmów czy odczytywaniem wiadomości można było też odtwarzać muzykę. A ładowanie przez złącze USB uratowało moją łączność ze światem, gdy w trasę zapomniałem zabrać power bank.
Tylne siedzenie składają się w proporcji 60:40, pozwalając na uzyskanie płaskiej powierzchni bagażowej o długości 180 cm. Co ważne, w Tipo można nie tylko złożyć oparcia, ale także podnieść siedzisko tylnej kanapy. Nie każde kombi, nawet „premium” i „prestige” ma takie rozwiązanie. Półkę podłogi bagażnika można położyć niżej, zyskując trochę dodatkowej głębokości. Przy wnękach kół zmieszczono dwa schowki. Można w nich schować mniejsze przedmioty (np. pokrowiec z aparatem fotograficznym), lub zdemontować zasłaniające je klapki i umieścić coś szerszego.
Napęd
Paleta silników proponowana do Tipo obejmuje trzy jednostki benzynowe i dwie wysokoprężne. W testowanym egzemplarzu znalazł się benzynowy silnik 1,4 T-Jet o mocy 120 KM. Muszę go także pochwalić – jest wystarczająco dynamiczny, a także zadziwiająco jak na niewielką pojemność elastyczny. Na dystansie ok. 1000 km, w różnych warunkach atmosferycznych i na różnych drogach, od autostrady, poprzez drogę krajową, po normalny ruch miejski, średnie zużycie paliwa według wskazań komputera pokładowego wyniosło 7,2 litra na 100 km. To wartość nieco wyższa od deklarowanej przez producenta (standard niestety), ale całkowicie dla tej wielkości samochodu akceptowalna. Chętnie natomiast pojeździłbym takim samym kombi, ale z silnikiem Diesla 1,6 MultiJet (także 120 KM) i z sześciobiegowym automatem. Spalanie na pewno byłoby dużo niższe, a automat lepiej sprawdziłby się w ruchu miejskim. Chociaż do pracy sześciobiegowej skrzyni manualnej nie mam żadnych zastrzeżeń.
Podsumowanie
Czy Tipo pozostanie przebojem rynkowym? Tak, z całą pewnością. Zważywszy na niedawny lifting, groźby o zaprzestaniu produkcji należy uznać za niebyłe. Obecnie Tipo produkowane jest w tureckiej fabryce Fiata w Bursie, ale jeden zakład produkcyjny to trochę mało dla samochodu „globalnego”. A że Fiat dysponuje wieloma fabrykami, także w obu Amerykach, możemy wkrótce spodziewać się, że ruszy z Tipo na podbój światowych rynków.
I teraz, na zakończenie, czas na zapowiedziane amerykańskie koneksje. Otóż w Meksyku Fiat Tipo sprzedawany jest jako Dodge Neon. Fiat ma tam dużą fabrykę, w której powstają różne wersje „pięćsetek” na rynek amerykański. Moim skromnym zdaniem za chwilę Tipo (pewnie jako Dodge) zadebiutuje w USA. Ma więc dużą szansę odesłać w niebyt popularne amerykańskie powiedzonko „only buy Fiats with numbers, not with names”. Tym bardziej, że budowa muru granicznego pomiędzy USA a Meksykiem nie dojdzie jednak do skutku…
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy na nasz profil na PATRONITE.