MotoryzacjaNajważniejszeTesty

Ostatni Wiking. Volvo S90 B5 AWD – test

Z pozoru ten samochód nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ot, jeden z tych dużych, ciemnych sedanów, jakich po ulicach wielkich miast kręci się całkiem sporo. Jego sylwetkę też już znamy dobrze, w końcu jest na rynku od siedmiu lat. Jednak klasyka się nie starzeje – Volvo S90 zaprojektowane jest równie ponadczasowo, co dobrze skrojony smoking od Armaniego lub kostium od Chanel. Ma w sobie wszystko, co można nazwać eleganckim – powściągliwość, dobre proporcje i ani śladu jakiejkolwiek ostentacji. Obwieszony złotem raper nawet na ten samochód nie spojrzy. Żadna strata, tutaj grupa docelowa jest inna.

Volvo S90 B5 AWD
Zwieńczenie czterdziestoletniej historii

Ale na Volvo S90 warto spojrzeć z nieco szerszej perspektywy. To zwieńczenie czterdziestoletniej historii, zapoczątkowanej przez Volvo 740. Samochód zaprojektowany przy użyciu ekierki i linijki, a mimo to także elegancki. „Buy Volvos. They’re boxy but they’re good” – reklamowano w USA. „Be safe instead of sexy” – brzmiał ciąg dalszy. Nic dziwnego, Volvo 740 to samochód z pierwszej połowy lat 80-tych, gdy ta gra słów ostrzegała także przed trapiącą cywilizację epidemią AIDS. Klienci Volvo jednak mogli czuć się „safe” we wszystkich aspektach. Także dlatego, że 740 była – na owe czasy – wyjątkowo bezpieczna, jak to Volvo zresztą.

Volvo S90 B5 AWD

Późniejsze 960 także było „boxy, but good” – dopiero w XXI wiek Volvo weszło z modelem S80, zupełnie z tym pudełkowatym designem zrywającym. Przy okazji wprowadzono sporo nowych systemów bezpieczeństwa i nową gamę doskonałych, pięciocylindrowych silników. Druga generacja S80, choć oparta na fordowskiej płycie, oferowała jeszcze więcej, włącznie z wariantem V8. A potem Volvo rozstało się z Fordem i rozpoczęło wewnętrzną rewolucję, zasilone sporym kapitałem chińskiego koncernu Geely.

Dzisiaj cała gama modelowa jest już odnowiona, proces jednak trwał dość długo – w efekcie pierwsze samochody z tej nowej generacji, czyli XC90 i S/V90 właśnie – powinny, wedle wszelkich reguł, z rynku już schodzić. Aktualne Volvo S90 jest więc nie tylko zwieńczeniem tej historii, ale może też być jej ostatnim rozdziałem. Bo następcy, w tym klasycznym znaczeniu, raczej trudno się spodziewać. Pewnie doczekamy się jakiegoś kolejnego elektrycznego SUV-a bądź crossovera. Tradycyjnych sedanów przecież podobno nikt już nie chce. Wprowadzenie nowego EX90 i zapowiedzi kolejnych podobnych samochodów zdają się jasno ten kierunek wytyczać.

Koniec diesla…

Absolutnie pewne jest natomiast, że nie będzie już Volvo z silnikami wysokoprężnymi. Szwedzi kilka lat temu zapowiedzieli, że przestają inwestować w rozwój tej technologii. To oznacza, ze jest, co jest, będziemy to póki co robić, ale już nie zamierzamy poprawiać, na przykład poprzez ładowanie pieniędzy w obniżenie emisji tlenków azotu. Zatem pracujący pod maską testowego Volvo S90 B5 AWD dwulitrowy silnik wysokoprężny to naprawdę „ostatni Wiking”. Z drugiej strony, nie bardzo wiem, co jeszcze można by było tu dopracować, bo jest to absolutnie doskonała jednostka napędowa. Dwa litry, biturbo, 235 KM,potężne 480 Nm i napęd na obie osie. Robi wrażenie, a to jeszcze nie wszystko.

Volvo S90 B5 AWD
Miękka hybryda

Clou programu kryje się w tym, że jest to miękka hybryda. Zintegrowany rozruszniko-alternator, czyli silnik elektryczny z instalacją 48V, nie tylko dokłada swoje 14 KM, wspomagające jednostkę spalinową przy ruszaniu i przyspieszaniu, ale zapewnia coś dodatkowego. Konkretnie absolutnie genialne działanie układu Start-Stop, który – i to z dieslem! – działa w zasadzie absolutnie niezauważalnie. Gdy stoimy pod światłami, z wyłączonym silnikiem, po wciśnięciu gazu samochód po prostu normalnie rusza – tak, jakby cały czas pracował. Przy połączeniu z silnikiem benzynowym nie jest to nic wyjątkowo szczególnego, w końcu o to chodzi w układzie MHEV, ale tak doskonale działające połączenie z dieslem ma tylko Volvo. Z benzyną zresztą, uczciwie mówiąc, też jest to najlepiej działająca miękka hybryda, z jaką się spotkałem.

W efekcie ta dwutonowa limuzyna nie tylko przyspiesza jak hothatch, ale też całkiem niewiele spala. Siedem litrów w mieście to bardzo przyzwoicie, a w trasie (przy stałej prędkości) na wyświetlaczu błyskawicznie z przodu pojawia się piątka. No ale, proszę Państwa, diesel to wróg planety i musi umrzeć. Pomimo, że jego emisja CO₂ wcale nie jest jakoś rekordowo wysoka – średnio 151 g/km. Przy wykorzystaniu samochodu zgodnie z jego przeznaczeniem, czyli w długich trasach, pewnie mniej. A na jednym zbiorniku bez problemu da się pokonać ponad tysiąc kilometrów.

Pięciometrowa limuzyna

Prawie pięciometrowa i niemal dwutonowa limuzyna zupełnie nie daje kierowcy wrażenia prowadzenia dużego i ciężkiego samochodu. Układ kierowniczy jest przyjemnie precyzyjny, a pneumatyczne zawieszenie dostarcza wszystkie niezbędne informacje o nawierzchni, skutecznie filtrując przy tym nierówności. Pozycja za kierownicą jest niemal idealna, fotele wzorcowe. Przeszkadzają tylko zbyt wysoko umieszczone lusterka, które potrafią sporo zasłonić – na przykład pieszego lub rowerzystę. To można było zdecydowanie lepiej rozegrać. Nie jestem też zachwycony nowym wzorem cyfrowych zegarów. Poprzedni pięknie i klasycznie odtwarzał dwa wskaźniki znane ze wszystkich modeli Volvo od lat, czyli prędkościomierz i obrotomierz, duże i czytelne. Teraz wskazania są prawie nieczytelne, za to pośrodku można wyświetlić sporą mapę. Sytuację ratuje jedynie jasny i czytelny head-up display. Mapę, w dobrej rozdzielczości i pochodzącą z Google Maps, możemy natomiast wrzucić na ekran centralny.

Volvo było pionierem „ekranizacji”, XC90 i S90 były pierwszymi samochodami, w których sterowanie niemal wszystkim przeniesiono na spory środkowy wyświetlacz. Owszem, responsywny i „odgadujący” zamiary, ale nadal wymagający oderwania wzroku od drogi. To nie jest trend, który dobrze służy bezpieczeństwu. Przekonałem się natomiast do nowego systemu operacyjnego Android Automotive – rzeczywiście, obsługuje wiele aplikacji, czyniąc łączenie telefonu poprzez Android Auto niepotrzebnym. Można też po prostu zalogować się na swoje konto Google i po prostu korzystać z tych samych funkcji, które mamy w telefonie. Inna sprawa, na ile można ufać bezpieczeństwu danych, ale – co dzisiaj w sieci jest bezpieczne…

Alternatywa dla nowszej konkurencji

Ostatni Wiking nadal jest alternatywą dla nowszych modeli konkurencji. To spora inwestycja, bo minimum 350 tysięcy złotych. Kilka dodatków, typu audio Bowers & Wilkins i bez trudu dojdziemy do 400. Ale warto, z wielu względów. Ten samochód pojeździ wiele lat, przeżyje pewnie niejednego elektryka. Będzie pokonywać tysiące kilometrów, mając w głębokim poważaniu buzujący wokół ekoterroryzm. A kiedy w trosce o planetę trzeba będzie go przymusowo wycofać z ruchu, pozostanie jako element kolekcji i wspomnienie czasów, które nadal uważamy za w miarę normalne. Bo co będzie za kilkanaście lat, nikt jeszcze nie wie…

Volvo S90 B5 AWD

Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak

Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.


Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.

4 komentarze do “Ostatni Wiking. Volvo S90 B5 AWD – test

  • Dlaczego prawie wszystkie zdjęcia samochodów są robione z perspektywy czworonoga. Na dodatek takiego niewyrośniętego. Taki trend w motoryzacyjnej fotografii jest widoczny w prawie wszystkich serwisach motoryzacyjnych. Nie rozumiem dlaczego perspektywa nienaturalna dla człowieka i zaburzająca prawdziwe proporcje samochodów i linię ich nadwozia jest taka atrakcyjna dla fotografów.

    Odpowiedz
    • Odp: ponieważ jestem niski 🙂
      A tak na poważnie – dlatego, że w mojej ocenie z niskiej perspektywy:
      – nadwozie wygląda lepiej
      – mniej widać bałagan otoczenia w tle
      – widać więcej nieba
      – tak mi się bardziej podoba
      Robię też zdjęcia z wysoka i z perspektywy pasa i głowy, ale faktycznie rzadziej.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *