MotoryzacjaNajważniejszeTesty

Weryfikacja lwa. Seat Leon IV Xcellence 1.5 TSI – test

Kiedy w tytule testu widzę słowo „lew”, mogę się założyć, że chodzi o Peugeota. A to ktoś wypuszcza tego lwa z klatki, a to kto inny wyprowadza na spacer itd. Prosty sposób na zaistnienie w literaturze… Tymczasem Peugeot wcale nie ma monopolu na lwa. León – po hiszpańsku „lew” – to także miasto będące stolicą prowincji o tej samej nazwie. Niewielkie, spokojne, na pewno doskonałe miejsce do życia. Leon, już bez akcentu nad „o”, to kompaktowy model Seata. Hiszpańska marka od lat uczy nas geografii Półwyspu Iberyjskiego. Cóż, lepsze to od pretensjonalnie brzmiących, sztucznych nazw lub pozbawionych emocji cyferek.

Oczekiwania

Leon, ten bez akcentu, doczekał się kolejnego wcielenia (nasz test poprzedniej wersji tutaj). Każdemu nowemu modelowi przed wejściem na rynek towarzyszy marketingowe podgrzewanie atmosfery. Pokazuje się jakieś szkice, „ujawnia” fragmenty gotowego samochodu itd. W końcu premiera odsłania całość, na pięknie wystudiowanych zdjęciach, mocno poprawionych w Photoshopie czy innym Lightroomie. Komunikat prasowy pełen jest ochów i achów, najeżony słowami „ekscytujący”, „niespotykany”, „jedyny” i tak dalej. Poezja na miarę tej o lwie. Ale potem samochód wpada w ręce dziennikarzy, którzy (przynajmniej ci bardziej dociekliwi) błyskawicznie weryfikują marketingowe poematy.

Przyznaję, że pierwszy kontakt z nowym Leonem, połączony z bezpośrednim porównaniem z poprzednikiem, zrobił na mnie wrażenie. Designersko to kawał dobrej roboty, z jednej strony zachowano sylwetkę poprzedniego modelu, ułatwiając rozpoznanie, z drugiej – nadwozie wygląda o wiele dynamiczniej. Charakterystyczny przód i tylne światła, znane już z Tarraco, w Leonie wyglądają jeszcze lepiej. Na dodatek tylna, biegnąca przez całe nadwozie, czerwona listwa, tutaj naprawdę świeci. W Tarraco była to jeszcze po prostu plastikowa listewka. Na pierwszy rzut oka zachwyca także wnętrze, o niebo ładniejsze i nowocześniejsze niż w Leonie III.

Weryfikacja

Ale potem przychodzi czas na weryfikację. I nagle okazuje się, że „nie wszystko złoto, co się świeci”. Designerskie wnętrze wykonano z materiałów, które nadają się do samochodu dostawczego, a nowoczesność ma niewiele wspólnego z ergonomią i bezpieczeństwem. Ktoś nie zorientował się, że lepsze jest wrogiem dobrego. I tak na przykład zlikwidowano panel sterowania klimatyzacją, przenosząc tę funkcję na ekran dotykowy. Sam ekran zresztą otrzymał nowy układ, w zamyśle projektanta miało to być zapewne coś w rodzaju odtworzenia obsługi smartfona. Mamy więc kilka przewijanych ekranów podzielonych na „kafelki”, po kliknięciu których wywołuje się poszczególne funkcje. I tak na przykład wspomniana klimatyzacja obsługiwana jest przez dwa „kafelki”, jeden na pierwszym ekranie, a drugi – na kolejnym. Rzeczywiście, przypomina to układ telefonu, ale – telefonem nie bawimy się podczas jazdy… 

Nie wiem też, czemu zrezygnowano z tradycyjnego włącznika świateł, zastępując go kolejnym panelem dotykowym. Najlepiej znaleźć pozycję  „auto” i więcej nie ruszać. W tymże panelu zresztą umieszczono też włącznik ogrzewania tylnej szyby. Ponieważ trudno go znaleźć, drugi łaskawie umieszczono… na ekranie, w kafelku od klimatyzacji. Cokolwiek zatem chcemy włączyć, musimy oderwać wzrok od drogi na dłuższą lub krótszą chwilę. Teoretycznie, ale tylko teoretycznie, można to rozwiązać sterowaniem głosowym. Jednak „ta pani”, której głosem przemawia Leon, zajmuje się głównie wtrącaniem się do rozmowy, gdy nikt jej o to nie prosi. Skarcona obraża się, twierdząc, że „nie może rozpocząć prowadzenia do celu”. Mam wrażenie, że w tej nowoczesności ktoś o czymś zapomniał. Choćby o tym, że obsługa podstawowych funkcji podczas jazdy musi być prosta, intuicyjna, a przede wszystkim – nie może dekoncentrować kierowcy.

Dobre pomysły

Są też jednak dobre pomysły. Na przykład kontrolka asystenta zmiany pasa umieszczona jest w drzwiach, w listewce oświetlenia „ambientowego”. Gdy rozświetla się mocnym pomarańczowym światłem, trudno jej nie zauważyć. Wspomniana listwa jest zresztą pociągnięta przez całą szerokość samochodu, tuż pod przednią szybą. Na szczęście oświetlenie można ustawić tak, że w ogóle to nie przeszkadza. Chociaż sam pomysł kwalifikuje się do kategorii „zanieczyszczania światłem” – jest za bardzo w bezpośrednim polu widzenia kierowcy.

Warto też dodać, że – jak we wszystkich nowych modelach koncernu VAG – w Leonie znajdziemy tylko wejścia USB-C, trzeba więc dokupić odpowiednie kable lub przejściówkę. Oczywiście, wszystkie powyższe zastrzeżenia można potraktować jako czepianie się – dla kogoś, kto będzie tym samochodem jeździć dłużej niż tydzień, będzie to wyłącznie kwestia przyzwyczajenia.

Jedziemy

Testowy egzemplarz napędzany jest silnikiem 1.5 TSI o mocy 150 KM (można też wybrać słabszy, 130 KM). Sprzężono go z sześciobiegową skrzynią manualną i moim zdaniem jest to gorsze połączenie niż z siedmiobiegową DSG. Co prawda i skrzynia, i sprzęgło pracują wręcz idealnie, ale – przy wyższych prędkościach jednak brakuje siódmego przełożenia. A to, oczywiście, wpływa na zużycie paliwa. Trzeba się też nauczyć, kiedy działa układ odłączania cylindrów – przy skrzyni DSG włącza się częściej. Ale gdy udało mi się opanować, przy jakiej prędkości obrotowej i na którym biegu działa, przy spokojnej jeździe uzyskałem zużycie 6,1 litra na 100 km. Gdy wykorzystujemy możliwości silnika, szczególnie w trybie jazdy Sport, poniżej ośmiu litrów trudno jest zejść. Jednak średnia jest i tak przyzwoita. Reszta, czyli układ kierowniczy i zawieszenie, pracują równie dobrze jak w poprzednim Leonie. Tu, na szczęście, nikt nie próbował niczego na siłę poprawiać.

Podsumowanie

Mniemam jednak, że nowy Leon będzie sprzedawać się równie dobrze, jak stary. Tym bardziej, że wyceniono go raczej przyzwoicie – egzemplarz podobny do testowego, z silnikiem 1.5 TSI 150 KM, w najdroższej wersji Xcellence i z kilkoma dodatkami to koszt około 110 tysięcy. W segmencie kompaktów to wcale nie tak dużo. Ale nie ukrywam, że od nowego Leona oczekiwałem nieco więcej. Cóż, weryfikację przeszedł pozytywnie, choć nie bez zastrzeżeń. Może nie trzeba było aż tak rozbudzać apetytu marketingowymi poematami…

Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak

SEAT Leon IV i III generacji

Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.


Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy na nasz profil na PATRONITE.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *