Toy Story. Honda e – test
Śniło mi się, że jeden z moich Matchboxów (a może to był Hot Wheels) postanowił dorosnąć i zostać prawdziwym samochodem. Zjechał z półki i tyle go widziałem. Następnego dnia poszedłem odebrać Hondę – na parkingu rozpoznałem znajomy kształt. Rzeczywiście, stał się prawdziwym samochodem, choć lusterka i klamki mu nie wyrosły. Ale zabawką już nie jest. To Honda e. Małe e. Po prostu.
![](https://overdrive.com.pl/wp-content/uploads/2021/01/DSC_4953-1024x576.jpg)
Małe e
Małe e wygląda jak nowoczesna interpretacja pierwszego Civica, czy nawet wcześniejszego modelu N600. Sprawia też wrażenie mniejszego, niż jest naprawdę – ma prawie cztery metry długości. No i nie da się ukryć, że jest bardzo zabawkowy. Projektanci zrobili, co w ich mocy, żeby e, małe e, nie mogło być uznane za poważny samochód. Taki był cel – sympatyczny, miejski samochodzik, na widok którego trudno się nie uśmiechnąć. Przy okazji najeżono go nowoczesną technologią: lusterek nie ma, bo zastąpiły je kamery. Małe e ma ich tyle, co wóz transmisyjny: z przodu, z boków, z tyłu, w przedniej szybie. Sam zahamuje, sam zaparkuje… Niby nic szczególnego, ale w mieście wyjątkowo przydatne. Bo Honda e, małe e, to samochód wyłącznie do miasta. Nie pojedziemy nim w daleką podróż.
Samochodzik elektryczny
Albowiem e to samochód elektryczny. Teoretycznie bateria o pojemności 35,5 kWh może po naładowaniu wystarczyć na 220 kilometrów. Ale to tylko norma WLTP. Zresztą producent lojalnie uprzedza, że zasięg może się zmienić w zależności od warunków. Kiedy uruchomiłem samochód testowy, w pełni naładowany, zasięg wynosił 106 kilometrów. Ponad połowę mniej. Po przejechaniu kilometra na mój parking zostało już tylko 100: światła, wycieraczki, ogrzewanie… Realnie zatem należy spodziewać się, że więcej nie da się na jednym ładowaniu przejechać. A szkoda, bo małe e jeździ wyjątkowo przyjemnie. Przede wszystkim ma tylny napęd. Środek ciężkości położony jest nisko, dzięki bateriom umieszczonym w podłodze. Zawieszenie jest dość sztywne, pięknie trzyma półtorej tony samochodu – generalnie małe e prowadzi się jak gokart.
Szybki i głodny
Elektryczny silnik ma 154 KM i moment obrotowy 315 Nm, oczywiście dostępny od samego startu. To śmieszne autko jest więc naprawdę szybkie. Ma nawet tryb sportowy, ale nie polecam – zżera prąd w tempie równym osiągom. Jeśli ktoś ma garaż z ładowarką (Honda naturalnie oferuje do samochodu fabryczny „słupek”), może sobie na to pozwolić. Jednak ceny prądu sprawiają, że także elektrycznego samochodu trzeba używać rozsądnie.
To możliwe – w Hondzie e dostępna jest funkcja Single Pedal Control, pozwalająca na jazdę z użyciem wyłącznie gazu. Odpuszczenie to rozpoczęcie hamowania, aż do całkowitego zatrzymania. Przy okazji uaktywnia się system odzyskiwania energii, a siłę rekuperacji można regulować łopatkami pod kierownicą. Dla kierowcy, który ma już doświadczenie w jeździe hybrydami lub elektrykami, to nic trudnego. A dodatkową korzyścią jest oszczędzanie hamulców. Komplet klocków może wystarczyć na co najmniej 50 tysięcy kilometrów.
![](https://overdrive.com.pl/wp-content/uploads/2021/01/DSC_5079-1024x576.jpg)
Wnętrze, czyli gdzie jest Nemo…?
Zabawkowy samochód wewnątrz także jest inny. Zaprojektowano go tak, żeby klient z pokolenia millenialsów czuł się w nim jak w swoim mikroapartamencie. Fotele i boczki drzwi pokryto tkaniną przypominającą meblową, tunel środkowy to taki niby stoliczek, a deska rozdzielcza – stolik pod telewizor, pokryty plastikowym „drewienkiem”. Telewizor też jest – od drzwi do drzwi biegną ekrany. Po bokach dwa pokazujące obraz z kamer zastępujących lusterka. Przed kierowcą ekran z zestawem wskaźników. Resztę zajmują dwa potężne ekrany nawigacji, systemu multimedialnego, ustawień komputera itd. Na postoju można skorzystać z przycisku „akwarium”. Istotnie, na obu ekranach pojawiają się rybki jak z „Gdzie jest Nemo”. Brakuje tylko Robbiego Williamsa na tylnym siedzeniu, „Beyond the sea” trzeba zaśpiewać samemu. Wyświetlaczem jest też lusterko wsteczne, pokazuje obraz z tylnej kamery. Można je też, gdy znudzi się elektronika, przełączyć w położenie normalnego lusterka.
Tylną kanapę przewidziano rozsądnie dla dwóch osób. Słowo „kanapa” jest tu zresztą bardzo właściwe – siedzenie i oparcie są praktycznie płaskie, nie są też dzielone. Oparcie można jednak złożyć, co może okazać się przydatne. Bagażnik ma pojemność niewielkiej lodówki i dwie torby z zakupami wypełniają go dość szczelnie. Mimo to we wnętrzu Hondy e jest coś, co sprawia, że nie chce się z niego wysiadać. Może to ta „domowa” atmosfera, a może poczucie pewnego odrealnienia, trochę, jakby było się wewnątrz jakiejś gry komputerowej.
Fajne, ale…
Ale świetlanej rynkowej przyszłości temu samochodzikowi nie wróżę. Zwykła Honda e kosztuje 153 tysiące, a lepiej wyposażona Advance już 166. Mimo całej nowoczesności to nadal miejskie autko o bardzo ograniczonych przez niewielki zasięg możliwościach. No i nie może być jedynym samochodem w rodzinie. Każdy musi czasem dokądś pojechać, a ładowanie co 100 kilometrów… śmieszne, prawda? Ale gdyby Honda wpadła na pomysł dołożenia małego h do tego e i zrobienia wersji hybrydowej, z niewielkim silnikiem spalinowym, autko mogłoby cieszyć się większą popularnością. Bo na razie to tylko popis designersko-technologiczny. Uroczy, ale jako Matchbox na półce.
![](https://overdrive.com.pl/wp-content/uploads/2021/01/DSC_5000-1024x576.jpg)
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.