Dobrze być oryginałem. Nissan Navara N-Guard – test
Pick-up trucks, zwane niegdyś półciężarówkami, to specjalność amerykańska. W naszych warunkach to prawdziwe, a nie pół, ciężarówki – w zasadzie trudno je gdziekolwiek zmieścić. Poza tym w Europie tego typu samochody opierano głównie na pojazdach osobowych. Wszyscy pamiętamy Warszawy, Polskie Fiaty 125, czy też w końcu Polonezy ze skrzynią ładunkową. Natomiast w Azji, Australii czy Ameryce Południowej rynek pick-upów zdominowali producenci japońscy samochodami o ładowności mniej więcej jednej tony. Toyota Hilux, Isuzu D-Max, Mitsubishi L-200 czy Nissan Navara oferowane są od lat także w Europie, głównie w wersji z podwójną kabiną – czyli czterodrzwiową, pięcioosobową. Europejscy producenci nigdy szczególnie się nie interesowali konstruowaniem takich pick-upów. Wyjątkiem jest tu Volkswagen, który od dziesięciu lat produkuje samodzielnie opracowanego Amaroka. Ale głównym rynkiem dla niego jest Ameryka Południowa, początkowo Amarok produkowany był tylko w Argentynie.
Poza tym własne pick-upy mają też Renault i Mercedes. Przy czym słowo „własne” jest tu raczej nadużyciem, bo tak Renault Alaskan, jak i Mercedes klasy X to po prostu mniej lub bardziej zakamuflowany Nissan Navara. Sprzedający się zdecydowanie lepiej od klonów, trzeba dodać (choć Alaskan nie jest w Polsce oferowany).
Nissan Navara czwartej generacji
Navara obecnej, czwartej już generacji, nie ma nic wspólnego z samochodem do pracy. Owszem, mocna ramowa konstrukcja i napęd na obie osie z blokadą tylnego mostu pozwalają zjechać dość daleko poza utwardzony szlak (choć szosowe opony w tym nie pomagają), ale raczej po to, żeby pociągnąć ważącą nawet trzy i pół tony przyczepę z łodzią albo na przykład crossowymi motocyklami. Na dalszą wyprawę można też zabrać największą przyczepę kempingową, taką jak Adria Astella, choć tutaj podróż będzie już utrudniona ze względu na wymiary takiego zestawu. No, można też przywieźć drewno do kominka. Ale ubrudzić się nie wypada – choćby dlatego, że trudno wycierać gumiaki w welurowe dywaniki. Jest to więc pojazd z założenia przewidziany dla bardzo nielicznej grupy klientów.
no images were found
Seria limitowana N-Guard
Przy tym Navara to jeden z najładniejszych pick-upów. Jeśli tak można powiedzieć, bo w sumie wszystkie są do siebie dość podobne. Navarę jednak wyróżnia brak ociężałości, a w limitowanej wersji N-Guard także pewna skromność. To, co w innych wersjach pokryto grubą warstwą chromu, tutaj jest czarne. Grill, lusterka, klamki, a nawet felgi. W połączeniu z równie czarnym lakierem wygląda to naprawdę elegancko, a nawet dosyć groźnie.
no images were found
Wnętrze
Wewnątrz natomiast umieszczono wszystko, czego można oczekiwać od niezłej klasy samochodu osobowego. Skórzane siedzenia z charakterystycznym przeszyciem, dwustrefowa klimatyzacja, nawigacja, nawet system kamer 360˚, bardzo ułatwiający manewrowanie. OK, kierownica regulowana tylko w pionie to już anachronizm, ale pozycja za nią jest wygodna. A widoczność, jak w większości wysokich samochodów, doskonała.
Mechanika
Mechanicznie najważniejszym elementem, który w stosunku do poprzedniego modelu poprawiono, są moim zdaniem hamulce. Navarę można teraz równie łatwo rozpędzić, jak zatrzymać. Komfort jazdy nie jest oczywiście porównywalny z samochodem o nadwoziu samonośnym na niezależnym zawieszeniu, ale Navara i tak nie skacze na nierównościach tak bardzo, jak niektóre samochody konkurencji. Pewność prowadzenia jest tu duża, wspomagana przez różne systemy, włącznie z moim ulubionym, czyli hakiem holowniczym przykręconym do potężnej belki. To najlepszy z dotychczas wymyślonych systemów zapobiegających najechaniu na tył. Nie zdarzyło mi się widzieć w lusterku samochodu „przyklejonego” do zderzaka Navary.
no images were found
Napęd
Jedynym słusznym wyborem napędu jest dla takiego samochodu silnik wysokoprężny. Tutaj znajdziemy turbodiesla o pojemności 2,3 litra, mocy 190 KM oraz imponującym momencie obrotowym 450 Nm, sprzężony z siedmiobiegowym automatem. Można z nim jechać dość dynamicznie, co jednak do przyjemności nie należy ze względu na niezbyt wysoki komfort jazdy – no i raczej duże zapotrzebowanie na paliwo. Ale przy jeździe spokojnej i tak Navara przyspiesza lepiej, niż można by się spodziewać. A łagodnie traktowany pedał gazu pozwala zejść ze zużyciem poniżej 10 litrów. W trasie, przy prędkościach oscylujących wokół 100 km/h, na wyświetlaczu potrafi pojawić się siódemka. Kluczem – jak zawsze – jest tu płynność.
Reasumując…
W wersji N-Guard za Nissana Navarę trzeba zapłacić 180 tysięcy złotych. Niemało, ale… porównywalnie wyposażony Mercedes klasy X z tym samym silnikiem, nie da się ukryć, że klon Navary, kosztuje 250 tysięcy. Zresztą Mercedes poddał się i z produkcji „własnej Navary” zrezygnował, u dealerów zostały ostatnie egzemplarze. Można więc spokojnie wybrać oryginał, a za zaoszczędzone 70 tysięcy dokupić Micrę. W końcu jeśli konstrukcja, napęd i wyposażenie są takie same, to nie znaczek stanowi o wartości samochodu. Należy jednak trochę się pospieszyć – testowy egzemplarz jest samochodem nowym, ale za rogiem czai się już nowy model. W Ameryce Północnej zadebiutował już Frontier – niby ma być niezależny od sprzedawanej w reszcie świata Navary, ale nie zdziwię się, jeśli Nissan zdecyduje się wprowadzić go także na innych rynkach.
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.