MotoryzacjaNajważniejszeTesty

Lepszy niż Matchbox. Test Suzuki Jimny

Powiada się, że chłopcy nie dorastają, jedynie ich zabawki stają się większe. Mam tu na myśli chłopców normalnych według ogólnie przyjętych norm, a nie tych „normalnych” wedle pewnego literata, którego zdaniem zabawy chłopców to dręczenie zwierząt i rzucanie kamieniami w pociągi. Spuśćmy zatem zasłonę miłosierdzia nad wynurzeniami społecznie dysfunkcyjnego pana pisarza i wróćmy do ulubionych zabawek. Na przykład samochodów terenowych. Czy to jako modeliki, czy jako autka zdalnie sterowane terenówki zawsze budziły zachwyt. A że na rynku jest sporo tych dużych, to i więksi chłopcy mają się czym bawić. Zabawka jednak nie powinna być przesadnie duża, mogłaby bowiem wzbudzić podejrzenia, że maskuje pewne, hmm, niedostatki właściciela.

Suzuki Jimny N1
Suzuki Jimny

Rozwiązaniem idealnym jest więc prawdziwy samochód terenowy ze sporymi możliwościami wjechania wszędzie, gdzie się da i nie da, ale za to nie wyglądający przesadnie poważnie. Jest taki, dobrze znany i bardzo lubiany od wielu lat. To Suzuki Jimny, dawniej Samurai, a jeszcze dawniej LJ 80. Chociaż oryginalnie samochód nie był konstrukcją Suzuki, pod koniec lat 60-tych zaczęło go produkować japońskie przedsiębiorstwo Hope Motor Company. Suzuki po prostu tę firmę wykupiło. Ale samochodzik był pomysłem genialnym. Mieścił się w kategorii kei-car, miał jednak klasyczną, ramową konstrukcję i dołączany napęd 4×4 z reduktorem. Czyli to, co powinien mieć prawdziwy pojazd terenowy. A że był mały i lekki, potrafił wjechać tam, gdzie duże terenówki zwyczajnie się zakopywały.

Suzuki Jimny N1
Mini Mercedes G-klasse

W latach 80-tych samochód otrzymał nową karoserię, mocniejsze silniki i nazwę Samurai. Zaczął też robić międzynarodową karierę. Pojawił się nie tylko w Azji, ale też w Ameryce Południowej i w Europie. Następca Samuraia, czyli Jimny, zaczął powoli ewoluować w kierunku samochodu bardziej lifestyle’owego niż użytkowego. Obecna generacja Jimny (czyli druga pod tą nazwą) otrzymała dużo nowocześniejszy wygląd, zachowując jednak nieco zabawkowe wrażenie. Niektórzy twierdzą wręcz, że Jimny wygląda teraz jak sporo zmniejszony Mercedes G-klasse.

Terenowa ciężarówka?

Na nowe Jimny klienci rzucili się błyskawicznie, wykupując ze sporym wyprzedzeniem całą produkcję. Ci, którzy nie mieli szczęścia, mocno się rozczarowali, bo samochód wycofano ze sprzedaży w Europie zanim popyt został zaspokojony. Powodem były oczywiście normy emisji spalin. Ale Suzuki się wycwaniło i Jimny dość szybko wrócił – jako ciężarówka. Tak, Suzuki Jimny N1 to ciężarówka. Wyrzucono tylne siedzenia (i tak mało kto się na nich mieścił), położono płaską podłogę, a przód oddzielono kratą. Dla ciężarówek normy są łagodniejsze, a i przedsiębiorcy się cieszą z możliwości odliczenia VAT. Jimny więc żyje i ma się dobrze. Oczywiście, wymontowanie tylnych siedzeń nie spowodowało cudownego rozmnożenia przestrzeni i z Jimny taka ciężarówka, jak ze mnie perska baletnica. Coś tam da się przewieźć, parę kartonów bądź większe zakupy. Można też na przykład zamontować klatkę kennelową dla średniej wielkości psa. Duży mógłby już narzekać na ciasnotę.

Powrót do przeszłości

Ale nikt poważny nie będzie używać Jimny jako ciężarówki. Urok tego samochodu tkwi zupełnie gdzie indziej – jako jeden z nielicznych zabiera nas na sentymentalną wycieczkę do XX wieku. Nowoczesności jest tu tyle, ile być musi. Dwie poduszki powietrzne, ABS, ESP i prosty tempomat. Reszta służy tylko do tego, żeby jechać. Żadnych wynalazków typu duże ekrany. Mamy radyjko z odtwarzaczem CD. Jest, owszem, Bluetooth, można więc połączyć telefon. Nie rozładuje się, bo jest wejście USB. A w telefonie jest przecież nawigacja, gdyby ktoś miał zamiar się zgubić. Z fanaberii mamy tylko podgrzewane siedzenia. No i klimatyzację, manualną, czyli działającą po wciśnięciu przycisku.

Suzuki Jimny N1

Młodzi kierowcy, rozpuszczeni licznymi bajerami w nowych samochodach, mogą czuć się zawiedzeni. Ale dla starszych to nic niezwykłego – wiele lat jeździliśmy takimi samochodami i nikt nie narzekał. Poza tym Jimny to jeden z tych samochodów, w których wszystko ma być jak najprostsze. Całe wnętrze nadaje się do umycia mokrą szmatą, co jest zaletą – te samochody często widzą błoto czy brudny śnieg. Na zimę wystarczy położyć jakąś gumową wykładzinę na dywaniki i problem czystości rozwiązany.

Suzuki Jimny N1
Miejski samochód roku? Naprawdę…?

Poza tym Jimny po prostu nie potrzebuje wielu wynalazków. Jest krótki i wąski, a więc zaparkować da się praktycznie wszędzie. Bez żadnych kamer czy czujników – przód widać przez szybę, a za tylny czujnik parkowania robi koło zapasowe umieszczone na drzwiach. Zewnętrzne lusterka są spore i widać w nich nawet więcej niż trzeba. W mieście jeździ się tym doskonale. Zresztą Jimny został nawet nagrodzony jako Światowy Miejski Samochód Roku w konkursie WCOTY. Myślałem, ze to żart, ale jednak nie – ten samochodzik naprawdę dobrze sprawdza się nie tylko w terenie. Oczywiście, komfort jazdy jest niemal zerowy. Mały rozstaw osi sprawia, że Jimny potrafi śmiesznie podskakiwać na nierównościach, czasem też trochę przestawia tył. Nic, co byłoby trudne do opanowania. A zmiany nawierzchni czy dziury nie powodują żadnej reakcji. Jak jechał, tak jedzie i niczym się nie przejmuje.

Prawdziwa terenówka

Jazda nie jest jednak szybka. Przyczyną „emisyjnych” problemów jest stary silnik 1.5 VVT o mocy 102 KM. Przy momencie obrotowym 130 Nm i pięciobiegowej skrzyni przyspieszeń raczej nie będzie. Nie da się też osiągać wysokich prędkości – pierwszym biegiem bezpośrednim jest dopiero piątka. 100 km/h to granica, której lepiej nie przekraczać. Za to zużycie paliwa przy spokojnej jeździe utrzymuje się w bardzo rozsądnych granicach, 6 litrów na 100 km uzyskuje się bez żadnego wysiłku.

Suzuki dobrze wie, co robi. Może nie ma zbyt szerokiej oferty, ale każdy z modeli jest doskonale dopasowany do swojego targetu. Jimny to w tej chwili ich jedyna prawdziwa terenówka, Vitara ewoluowała do typowego miejskiego SUV-a. Oczywiście, Jimny to samochód niszowy, do codziennej jazdy w mieście lepiej nadają się Swift czy Ignis – też małe i oszczędne. Pewnie dałoby się też pomyśleć o jakimś innym silniku. Ten stary 1.5 VVT jest co prawda używany także w hybrydowej Vitarze (test wkrótce), ale gdyby tak do Jimny zmieścić nowoczesny 1.4 z miękką hybrydą, samochód zyskałby drugie życie.

Suzuki Jimny Pro i Suzuki Vitara Hybrid
Droga zabawka

Tyle tylko, że wtedy byłby już za drogi. Teraz Jimny 1.5 VVT 4WD Pro (jedyny dostępny wariant) kosztuje 105 tysięcy złotych. Suzuki niestety nie podaje czy brutto, czy netto – a przecież przy ciężarówce to ważne. Tak czy inaczej, za 100 tysięcy można kupić wiele innych samochodów. Większych, wygodniejszych, nowocześniejszych. Jednak żaden z nich nie będzie zabawką dla dużych chłopców.

Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak

Suzuki Jimny N1

Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.


Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.

Jeden komentarz do “Lepszy niż Matchbox. Test Suzuki Jimny

  • Suzuki Jimmy ma mocno niepraktyczne schowki, w podstawie nie posiada centralnego zamka ani elektrycznych szyb a i tak jest uroczy.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *